Kontrast
Wielkość czcionki

Prasa w II RP - gazeciarze, dzienniki i tabloidy sprzed 100 lat

Gdy Polska powróciła na mapy świata po 123 latach niewoli, nastąpił dynamiczny rozwój polskiej prasy. Przybywało tytułów, rosły nakłady i grono czytelników. Wykształciły się nowe typy periodyków, ugruntował zawód dziennikarza, powstawały profesjonalne organizacje branżowe, agencje prasowe, nowoczesne drukarnie i przedsiębiorstwa specjalizujące się w kolportażu. O intensywnych dwudziestu latach  latach dla polskiej prasy przeczytacie w naszym nowym artykule. Zapraszamy do lektury!

Największy szlagier sezonu! – gazeciarze na ulicach miast

„Największy szlagier sezonu! Nowy numer «Wiadomości» – pan Antolek skrytykował pana Leśka!” – w tak poufałym i sensacyjnym tonie, godnym zaprawionego już w bojach gazeciarza, zachwalał polemikę Antoniego Słonimskiego z Janem Lechoniem kilkunastoletni Tadzio Milwicz, sprzedawca „Wiadomości Literackich”. Dostarczał on popularny w dwudziestoleciu międzywojennym tygodnik do warszawskich kawiarń i teatrów. Drobny chłopiec w wiecznie przydługiej kamizelce, który wystawał często przed Ziemiańską, a nocami przy Bristolu czy Hotelu Europejskim, został zapamiętany przez stołeczną cyganerię. Pojawia się we wspomnieniach m.in. popularnego aktora i komika Kazimierza Krukowskiego czy wymienionego już Antoniego Słonimskiego, który nawet napisał o nim reportaż. Z artykułu wyłania się smutny obraz: schorowana matka, bezrobotny ojciec, młodszy brat sprzedający zapałki i obrotny i zawadiacki Tadzio – praktycznie jedyny żywiciel rodziny.

mężczyzna pozujący z gazetą

Gazeciarz warszawski Tadzio Milwicz, bardzo popularny wśród cyganerii warszawskiej i bywalców kawiarni, pozujący z gazetą „Wróble na dachu”,
fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Wielu takich chłopców biegało przed wojną po ulicach polskich miast. Bezpośrednia sprzedaż należała bowiem – zwłaszcza w przypadku dzienników popołudniowych – do ważniejszych form kolportażu prasy w tamtym czasie. Sprawni gazeciarze uczestniczyli w wyścigu o uwagę i zawartość portfela czytelnika. A musimy pamiętać, że – nie tak jak dziś, gdy znaczne zyski przynosi reklama – główną część przychodów wydawnictw w latach 20. i 30. XX w. rzeczywiście stanowiła sprzedaż pisma. Konkurencja zaś w tym czasie była naprawdę spora.

Gdy Polska odzyskała niepodległość, rozpoczął się żywiołowy rozwój polskiej prasy, nie muszącej już egzystować na obrzeżach obcych imperiów i uwolnionej spod nacisków administracji zaborczej. Własna państwowość, szeroki zakres swobód demokratycznych, a także intensywność życia politycznego w pierwszych latach II RP sprzyjały powstawaniu nowych tytułów, zwłaszcza o charakterze informacyjnym.

Jak drukowano gazety i kto mógł je czytać w międzywojniu

W dźwigającym się z wojennych ruin i zdezintegrowanym przez lata zaborów kraju polska prasa stanęła przed wieloma wyzwaniami i ograniczeniami. W pierwszych latach niepodległości zmagać musiała się z tak podstawowymi problemami, jak trudności z dostępem do papieru czy części zamiennych do maszyn drukarskich. Przemysł poligraficzny był rozdrobniony i zacofany. Brakowało dużych przedsiębiorstw, a na wielu terenach również średniej wielkości zakładów drukarskich, które mogłyby sprostać wyzwaniom związanym z drukiem gazet i dzienników. Dopiero w połowie lat 20. w polskich drukarniach pojawiły się maszyny do szybkiego druku rotacyjnego, a także nowoczesne urządzenia umożliwiające stosowanie w pismach codziennych ilustracji i koloru. Wtedy działało już w kraju kilkanaście dużych przedsiębiorstw na poziomie europejskim.

grupa ludzi, w tle tabliczka z napisem telefon

Przedstawiciele prasy polskiej i zagranicznej w kolejce do telefonu na wzgórzu pod Kowalewem, 1925,
fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Jeszcze większą i zdecydowanie trudniejszą do pokonania przeszkodą na drodze rozwoju prasy było zapóźnienie cywilizacyjne odrodzonego kraju, przede wszystkim rzadka, nierównomierna i niedostosowana do potrzeb odrodzonego państwa sieć komunikacyjna i pocztowa, utrudniająca kolportaż prasy na prowincji i praktycznie uniemożliwiająca tworzenie pism ogólnopolskich. Obok wątłej sieci kolejowej (nawet pod koniec lat 30. średnia dla całego kraju wynosiła jedynie 5,2 km torów na 100 km2), szczególnie dotkliwy był odziedziczony po okresie zaborów brak bezpośrednich połączeń między niektórymi ważnymi ośrodkami, np. Warszawą i Krakowem. Znaczące zmiany w tej kwestii, a także rozwój transportu drogowego i lotniczego przyniosły dopiero lata 30.

Rozwój prasy wymagał również sprawnego systemu łączności. Przez całe dwudziestolecie kluczowy w tym względzie pozostawał kontakt telefoniczny i telegraficzny. Znacznie usprawniający pracę system dalekopisowy został wprowadzony w latach 30., ale właściwie tylko w Polskiej Agencji Telegraficznej. Polskie redakcje zdecydowanie nie wykorzystywały informacyjnego potencjału radia.

Barierą dla rozwoju prasy była też anachroniczna struktura społeczna II Rzeczypospolitej. Według danych z początku lat 20. ponad 64 proc. obywateli II RP było mieszkańcami przeludnionej polskiej wsi, robotnicy stanowili nieco ponad 16 proc., drobnomieszczaństwo 11 proc., zaś inteligencja i pracownicy umysłowi jedynie ok. 5 proc. Nakładał się na to niski poziom wykształcenia oraz wysoki odsetek analfabetyzmu, zwłaszcza wśród osób w średnim i starszym wieku. Z danych zebranych podczas spisu powszechnego przeprowadzonego w 1921 r. wynika, że aż 33,1 proc. ludności powyżej 10. roku życia było analfabetami. Dziesięć lat później ten odsetek spadł do 23,1 proc. Należy jednak pamiętać, że i tutaj mamy do czynienia z wieloma dysproporcjami związanymi nie tylko z wiekiem, ale również płcią (czytać potrafiło mniej kobiet niż mężczyzn), miejscem zamieszkania (mieszkańcy wsi częściej byli analfabetami) czy regionem kraju (najwyższy poziom analfabetyzmu odnotowano w województwach wschodnich). W najbardziej skrajnym przypadku – kobiet powyżej 40. roku życia, zamieszkujących tereny wiejskie w województwach wschodnich – odsetek analfabetyzmu jeszcze w 1931 r. wynosił ok. 80 proc.

skomplikowana maszyna przypominająca maszynę do pisania

Dalekopis w redakcji oddziału warszawskiego IKC, 1930,
fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Sama umiejętność czytania nie stanowi jednak jeszcze o gotowości do odbioru prasy. Tymczasem w 1921 r. wykształcenie średnie i wyższe posiadało w Polsce ok. 720 000 osób. Grono to w okresie II RP powiększyło się o kolejne pół miliona, ale nieliczni mieli nawyk regularnego czytania prasy. Na początku lat 30. grupa ta mogła liczyć ok. 3 mln osób, co oznacza, że po gazetę sięgał mniej więcej co czwarty obywatel potrafiący czytać. Popyt na prasę sukcesywnie się jednak zwiększał. Poza wymienionymi czynnikami, związanymi z rozwojem systemu edukacji, niebagatelne znaczenie miała też z pewnością rosnąca atrakcyjność wydawnictw oraz dostosowanie ich formy i poziomu do szerszego grona odbiorców.

Wpływ na rozwój prasy w okresie międzywojennym miała również sytuacja gospodarcza i związane z nim położenie ekonomiczne Polaków. Cykle koniunkturalne: okres hiperinflacji na początku lat 20., lata boomu gospodarczego, wielki kryzys przełomu lat 30., a następnie pokryzysowe ożywienie gospodarcze odbijały się także na sytuacji wydawców, co widać między innymi w dynamice wzrostu liczby periodyków.

 (Nie)śmiertelność prasy – ile było tytułów prasowych w II RP?

Brakuje pełnych danych dotyczących liczby tytułów wydawanych w dwudziestoleciu międzywojennym, jeszcze trudniej o statystyki dotyczące ich nakładów. Stanisław Jarkowski na łamach „Kuriera Warszawskiego” w 1928 r. odnotował, że w Polsce na koniec roku 1918 wychodziło 575 tytułów. W 1937 r. zgodnie z danymi zawartymi w Małym Roczniku Statystycznym było ich już 2692. Należy przy tym pamiętać, że rynek prasy charakteryzował się dużą zmiennością i niepewnością. W latach 1918–1935 założono 9776 nowych tytułów, ale aż 6922 z nich upadły, co daje około 70-procentową „śmiertelność” prasy. Jednocześnie w II RP z powodzeniem ukazywały się gazety o wieloletniej już historii. Najstarsza z nich – „Gazeta Warszawska” – powstała w 1774 r. „Gazeta Lwowska” wychodziła od 1811 r., „Kurier Warszawski” od 1821 r., krakowski „Czas” od 1848 r  ., „Dziennik Poznański” zaś  od 1859 r.

strona tytułowa gazety

Gazeta Warszawska 1796, nr 46, 7 czerwca,
fot. Polona

Trudno również o kompletne i wiarygodne dane dotyczące nakładów polskiej prasy. Tendencje podobnie jak w przypadku liczby tytułów były wzrostowe. Dla porównania: w 1924 r. w Polsce wychodził tylko jeden dziennik w nakładzie przekraczającym 50 tys. egzemplarzy, pod koniec lat 30. zaś było ich już kilkanaście. Szacuje się, że w 1930 r. łączny nakład wszystkich druków periodycznych przekraczał 600 mln. Przed II wojną światową zdążył wzrosnąć do ok. 900 mln.

Dominującą rolę w systemie prasowym II RP odgrywała Warszawa, która przodowała zarówno pod względem liczby wydawnictw (w latach 30. w stolicy ukazywało się ok. 40 proc. wszystkich tytułów), jak i wskaźników eksportu prasy codziennej. Kolejnymi dużymi centrami prasowymi były Poznań, Lwów i Kraków, a także Katowice, Łódź oraz Wilno. Wskaźniki „nasycenia prasą” pokazują duże dysproporcje pomiędzy różnymi regionami. Tuż po odzyskaniu niepodległości wschodnie województwa zamieszkiwało 15 proc. ludności kraju, a wydawanych było tam jedynie 4 proc. pism. Przed II wojną światową proporcja ta wyglądała niestety podobnie (18 proc. do 6 proc.). Tymczasem w województwach zachodnich w 1919 r. wychodziło 19 proc. periodyków, podczas gdy mieszkańcy tych terenów stanowili 16 proc. ludności kraju, zaś w 1937 r. ukazywało się tam już 23 proc. pism (przy 15 proc. ludności).

Początki prawa prasowego – czy w II RP była cenzura?

Znaczną swobodę działalności wydawniczej zagwarantowała polskiej prasie konstytucja marcowa z 1921 r. W artykule 105 zawarty został expressis verbis zakaz stosowania cenzury oraz wprowadzania systemu koncesyjnego na wydawanie druków o charakterze informacyjnym. Zagwarantowano również swobodę rozpowszechniana periodyków na terenie całego kraju. Ponadto ustawa zasadnicza dawała wolność wyrażania swych myśli i przekonań, prawo rozpowszechniania sprawozdań z jawnych posiedzeń Sejmu i komisji sejmowych, a także zapewniała jawność rozpraw sądowych i publikowania z nich relacji. Zasady wprowadzone na poziomie ustrojowym, wymagały jeszcze doprecyzowania w odrębnych przepisach, do czego zresztą konstytucja zobowiązywała w artykule 136. Jednak jednolite prawo prasowe uchwalono w Polsce dopiero w 1938 r., a zatem niemal przez cały okres II RP (z wyjątkiem lat 1927–1930 – o czym poniżej) obowiązywały w Polsce przepisy szczegółowe odziedziczone po dawnych państwach zaborczych.

Do przewrotu majowego w 1926 r. prasa rzeczywiście cieszyła się znacznym zakresem wolności, przy powszechnej zgodzie całej ówczesnej sceny politycznej. Władze wszystkich partii doskonale zdawały sobie sprawę, że jakiekolwiek restrykcje są bronią obosieczną, która może ostatecznie uderzyć w ich własne interesy. Prasa informacyjna była bowiem głównym narzędziem kształtowania nastrojów i postaw politycznych, instrumentem agitacji wyborczej i przestrzenią walki politycznej. Uwarunkowania prawne uległy zmianie w październiku 1926 r., gdy prezydent wydał rozporządzenie nakładające kary za zniewagę władz i ich przedstawicieli oraz rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji. W maju 1927 r. kolejne prezydenckie rozporządzenie zaostrzało sankcje, w rezultacie czego wiele redakcji poddawało się dobrowolnie cenzurze prewencyjnej, by uniknąć konfiskaty nakładu lub kary pieniężnej. Sejm głosami środowisk opozycyjnych już we wrześniu 1927 r. wydał uchwałę unieważniającą rozporządzenie prezydenta, jednak opublikowana została dopiero w 1930 r.

biuro, w środku biurka zarzucone papierami, wśród nich rozsadzeni mężczyźni przy pracy

Redakcja „Tempa Dnia”: Józef Bajsarowicz (siedzi z lewej na pierwszym planie), Witold Balicki, (siedzi za biurkiem) Anatol Krakowiecki (siedzi z prawej strony), Eugeniusz Łomozik, 1935,
fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

W konstytucji kwietniowej z 1935 r. nie wymieniono już wprost wolności prasy jako jednej z zasad ustrojowych, aczkolwiek artykuł 5 zawierał zapis gwarantujący obywatelom wolność słowa. 21 listopada 1938 r. weszło w życie nowe prawo prasowe, którego podstawą był dekret prasowy prezydenta RP. W jego myśl władze administracyjne, a nie jak do tej pory sądy, dysponowały prawem do zajęcia tekstów. Najwyższa jednorazowa kara pieniężna wynosiła 200 tys. złotych, co w większości przypadków oznaczało upadek wydawnictwa. Zgodnie z prezydenckim dekretem gazety były zobowiązane do zamieszczania komunikatów urzędowych. Na funkcjonowanie prasy wpływ miały też inne przepisy. Dostęp do wielu informacji uniemożliwił dziennikarzom wydany kolejnego dnia – 22 listopada 1938 r. – dekret o ochronie interesów państwa. Swobodę wypowiedzi ograniczała również ustawa o ochronie imienia Józefa Piłsudskiego.

Po 1926 r. wydawcy prasy opozycyjnej musieli liczyć się z różnymi formami nacisku. Oprócz konfiskat („Robotnik” skonfiskowany został w latach 1926–1935 blisko 500 razy, „Gazeta Warszawska” około 260) były to m.in. utrudnianie pracy zaplecza technicznego i kolportażu, dyskryminująca polityka publikacji ogłoszeń przez firmy państwowe, ograniczanie dostępu do informacji przez monopol Polskiej Agencji Telegraficznej, a nawet sporadyczne przypadki pobicia dziennikarzy pism opozycyjnych.

Polityka na łamach prasy

Okres międzywojenny to czas znacznego upolitycznienia prasy. Największe partie polityczne tworzyły własne systemy prasowe, których zalążki – zwłaszcza w przypadku dużych ruchów: narodowego, socjalistycznego i ludowego – powstały już przed I wojną światową. Do 1926 r. najlepiej rozwinięty system prasowy posiadała Narodowa Demokracja, która w połowie lat 20. wydawała ponad 20 dzienników i czasopism na terenie całego kraju, a ich roczny nakład przekraczał 44 mln egzemplarzy. Najważniejszym z tych tytułów była wznowiona w 1918 r. „Gazeta Warszawska”. Stronnictwo Chrześcijańsko-Narodowe w 1920 r. rozpoczęło wydawanie w Warszawie „Rzeczpospolitej”, konserwatyści mieli w Krakowie swój „Czas”, zaś w 1922 r. w Wilnie utworzyli „Słowo”, którym kierował Stanisław Cat-Mackiewicz. Pod auspicjami chadecji wychodziły natomiast krakowski „Głos Narodu” i katowicka „Polonia”.

strona tytułowa gazety expres poranny

Express Poranny 1927, nr 254, 13 września,
fot. Polona

Najważniejszym pismem Polskiej Partii Socjalistycznej był – wydawany do 1918 r. konspiracyjnie – „Robotnik”. W 1926 r. PPS dysponowało 51 tytułami, ukazującymi się głównie w większych skupiskach robotniczych. Najczęściej były to pisma o niewielkich nakładach. Lewicowe Polskie Stronnictwo Ludowe „Wyzwolenie” wydawało tygodnik „Wyzwolenie” i kilka lokalnych periodyków. Pisma partii komunistycznej – w tym najważniejszy z nich „Czerwony Sztandar” – ukazywały się w większości nielegalnie. W pierwszej dekadzie niepodległości głównym pismem PSL „Piast” był krakowski „Piast”. Po zjednoczeniu ugrupowań chłopskich w 1931 r. powstał zaś tygodnik Stronnictwa Ludowego „Zielony Sztandar”.

Po przewrocie majowym również rząd rozbudowywał własny system prasowy. Już w lipcu 1926 r. powstał dziennik „Głos Prawdy”, zastąpiony w 1929 r. przez „Gazetę Polską” – formalnie pismo prywatne – de facto dziennik rządowy. Natomiast pod koniec 1926 r. na Śląsku zaczął wychodzić dziennik „Polska Zachodnia”. Ważnym dla sanacji pismem była „Polska Zbrojna”, a także – już wcześniej propiłsudczykowskie – „Kurier Poranny” i „Kurier Wileński”. Władze mogły też liczyć na wsparcie znacznej części prasy środowiska konserwatywnego oraz prasy popularnej.

W II RP wiele wydawnictw, choć było prywatnymi przedsiębiorstwami, miało jasno określony profil polityczny. Wśród tytułów, które nie były formalnie związane z żadnym ugrupowaniem, ale nie ukrywały sympatii politycznych, można wymienić także „Kurier Warszawski”, bliski środowisku Narodowej Demokracji czy „Ilustrowany Kurier Codzienny”, początkowo reprezentujący interesy PSL „Piast”. Po 1926 r. powstały kolejne dzienniki zbliżone do endecji, choć formalnie z nią nie związane, które miały stać się przeciwwagą dla rozbudowywanego systemu prasy rządowej. Były to utworzone we wrześniu 1926 r. „ABC” – reklamujące się jako „Aktualne, Bezpartyjne, Ciekawe” czy powstały w 1928 r. „Wieczór Warszawski”, wyraźnie czerpiący z wzorców prasy sensacyjnej. Oba tytuły – nie bez nacisków ze strony władz – z czasem zmieniły jednak orientację na prorządową.

skomplikowane maszyny drukarskie

Pałac Prasy – maszyny rotacyjne w drukarni, 1929,
fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Międzywojenne tabloidy – plotki, ploteczki i gorące newsy 100 lat temu

W dwudziestoleciu międzywojennym pojawił się nowy typ periodyków – skierowanych do odbiorcy mniej wyrobionego, gorzej wykształconego i dysponującego mniejszą ilością czasu, nieprzygotowanego do lektury poważnej publicystyki. Pisma tego typu skupiały się na poszukiwaniu bądź kreowaniu sensacji, oferując czytelnikom przede wszystkim rozrywkę, ale również – choć w mniejszym stopniu – informację, podaną jednak w skrótowy i uproszczony sposób. Prasa tego typu przyciągała uwagę zarówno sensacyjną treścią, jak i formą, dla której charakterystyczne były przede wszystkim liczne zdjęcia oraz krótsze i prostsze językowo teksty.

„Wieloszpaltowe, mrożące krew w żyłach tytuły na pierwszych stronach dzienników, sensacyjne wywiady, prawdziwe lub sfingowane, powieść w odcinku Jadwigi Migowej (Kamil Norden), fotosy najwybitniejszych gwiazd i gwiazdeczek wszystkich dziesięciu muz, felietony Ćwicza, konkursy, między innymi na spolszczenie słowa «szlagier» (pierwszą nagrodę otrzymał wynalazca słowa «przebój»), reportaże z egzotycznych krajów, pisane częstokroć systemem à la Karol May, to znaczy w redakcji przy ul. Marszałkowskiej, pamiętniki domorosłych Al Caponów i Cagliostrów, dobre rady pani Ady albo pani Zofii, no i oczywiście Wiech”

– tak „międzywojenne tabloidy” wspominał na stronach „Mojej Warszawki” Kazimierz Krukowski.

O sposobie doboru tematów do takich periodyków najlepiej mówią słowa Henryka Butkiewicza, współzałożyciela koncernu Prasa Polska, jednego z największych wydawców prasy sensacyjnej w okresie międzywojennym. Zazwyczaj instruował on nowo zatrudnionych dziennikarzy w ten sposób: „Panie kolego, jeśli chodzi o atrakcyjność materiału przeznaczonego do warszawskiej gazety, kierujcie się następującą kolejnością: jeden trup na Marszałkowskiej równa się dziesięciu trupom w Paryżu, stu trupom w Nowym Jorku, tysiącom trupów w Brazylii, dziesięciu tysiącom trupów w Chinach. Jasne?”. Rady Butkiewicza wiele mówią również o preferowanej w dziennikach sensacyjnych formie: „Pisząc, miejcie stale na oku i uwadze, że swój reportaż musicie nadać telegraficznie, płacąc z własnej kieszeni za każde słowo – powiedzmy – do Australii. Każde zbędne słowo to niepotrzebnie stracony szyling, jasne, panie kolego?”.

Pierwszym tego typu pismem był „Ilustrowany Kurier Codzienny”, ukazujący się w Krakowie od 1910 r. pod redakcją Mariana Dąbrowskiego. „IKC” w dwudziestoleciu międzywojennym stał się pierwszym dziennikiem o charakterze ogólnopolskim. Wydający go Koncern Pałac Prasy od 1933 r. prowadził również popołudniówkę „Tempo Dnia”, a także m.in. satyryczne pismo „Wróble na dachu” i sportowe „Tempo”. Politycznie związany był początkowo z PSL „Piast”, zaś w latach 30. skłaniał się w stronę sanacji.

parkiet taneczny, mężczyzna w smokingu prowadzi w tańcu kobietę w trapezowym futurystycznym nakryciem głowy z napisem IKSC

Bal prasy w Zakopanem lub Krakowie. Redaktor naczelny Ilustrowanego Kuriera Codziennego Marian Dąbrowski podczas tańca z uczestniczką balu ubraną w kostium reklamujący wydawnictwo IKC, 1935,
fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Od 1922 r. w Warszawie ukazywała się popołudniówka „Kurier Informacyjny i Telegraficzny”, w 1925 r. przemianowana na „Kurier Czerwony”. Wkrótce koncern Prasa Polska S.A. wspomnianego Henryka Butkiewicza zaczął wydawać jeszcze „Express Poranny”. Wyróżniający oba dzienniki czerwony kolor winiet sprawił, że zyskały one sobie miano „czerwoniaków”. Ich wydawca w latach 30. utworzył kolejne dzienniki informacyjne „Dzień dobry” i „Dobry wieczór”, a także „Przegląd Sportowy”, czy tygodnik „Kino”. Od 1923 r. w Łodzi ukazywała się natomiast „Republika”. Koncern o tej samej nazwie w latach 30. wydawał także „Express Ilustrowany” i „Express Wieczorny Ilustrowany”.

Warto wspomnieć jeszcze o fenomenie „Małego Dziennika” wydawanego od 1935 r. przez ojców franciszkanów z Niepokalanowa. Na jego łamach katolicko-narodowa orientacja polityczna łączyła się z sensacyjną formułą. Dystrybucja pisma oparta była o sieć parafii. Nakład bardzo szybko przekroczył 100 tys. egzemplarzy.

„Wiadomości Literackie” – o prasie społeczno-kulturalnej

Przez cały okres dwudziestolecia ukazywały się zasłużone tytuły społeczno-kulturalne, takie jak „Bluszcz”, „Świat”, i „Tygodnik Ilustrowany”, odwołujące się jednak do przedwojennych wzorców i standardów. Zupełnie inną formułę miały założone w Warszawie w 1924 r. „Wiadomości Literackie”, które – choć ukazywały się jako tygodnik – stylistycznie bardzo bliskie były gazecie codziennej. „Brukowiec literacki” – jak sam o swoim piśmie mówił jego pomysłodawca i redaktor naczelny Mieczysław Grydzewski – miał w atrakcyjny sposób przekazywać informacje ze świata kultury. Intencją twórcy było wykreowanie przestrzeni spotkania dla przedstawicieli różnych prądów artystycznych i estetycznych, a także politycznych. Grydzewski zgromadził znaczne grono znakomitych współpracowników. Do „Wiadomości” oprócz przedstawicieli grupy literackiej Skamander, pisali m.in. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Ksawery Pruszyński czy Tadeusz Boy-Żeleński.

kwiaciarka ze swoim stoiskiem, czyta gazetę czekając na klientów

Kwiaciarka czytająca Kurier, 1929,
fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Konkurencji periodyk Grydzewskiego doczekał się tak naprawdę dopiero w latach 30. Najpierw w 1933 r. zaczął ukazywać się tygodnik „Pion”, w którym pierwsze skrzypce grali publicyści związani z obozem rządzącym. Następnie w 1935 r. z przekształcenia dodatku literackiego dziennika „ABC” powstał tygodnik „Prosto z mostu” pod redakcją Stanisława Piaseckiego – pismo społeczno-kulturalne związane z obozem narodowym. W 1936 r. w Poznaniu zaczęła natomiast wychodzić „Kultura” – katolicki tygodnik społeczno-kulturalny pod redakcją ks. Stanisława Brossa. W II RP ukazywały się również ważne tytuły polityczne, np. pismo piłsudczyków „Droga” (od 1922 r.), związana z endecją „Myśl Narodowa” (od 1921 r.), „Bunt Młodych” (a następnie od 1937 r. „Polityka”) Jerzego Giedroycia, związana z Frontem Morges „Odnowa” (później „Zwrot”), a także lewicowe „Czarno na białem” (1937 r.) i „Sygnały” (1933 r.).

W dwudziestoleciu międzywojennym rozwijała się również prasa mniejszości narodowych, które stanowiły w sumie 33 proc. obywateli II RP. Warto odnotować również istnienie prasy polonijnej. Największym jej ośrodkiem – ok. 130 dzienników i czasopism o łącznym nakładzie blisko 1 mln egzemplarzy – były Stany Zjednoczone.

 W wyścigu po informację – Polska Agencja Telegraficzna i inni

Ważną część międzywojennego systemu prasowego stanowiły agencje informacyjne. Największą z nich była Polska Agencja Telegraficzna. PAT powstała w październiku 1918 r. po przejęciu przez polskich dziennikarzy oddziałów Wiedeńskiego Biura Korespondencyjnego we Lwowie i Krakowie. Urzędową agencją prasowo-informacyjną stała się 5 grudnia 1918 r. na mocy uchwały Prezydium Rady Ministrów, któremu zresztą była formalnie podporządkowana. Powołanie państwowej agencji informacyjnej miało na celu uniezależnienie się od głównych europejskich agencji prasowych, które siłą rzeczy reprezentowały interesy wielkich mocarstw.

Początki działalności PAT nie były łatwe m.in. ze względu na techniczne problemy związane z brakiem połączeń telegraficznych między ważnymi ośrodkami odrodzonego państwa (nie istniało na przykład połączenie Warszawy i Krakowa). W wyniku działań wojennych kontakt z zagranicą też był utrudniony. Przy odbiorze zagranicznych depesz początkowo korzystano z nasłuchu prowadzonego przez radiostacje wojskowe. PAT szybko się jednak rozwijała. Od 1923 r. należała do międzynarodowej Ligi Agencji Sprzymierzonych, co pozwoliło na wymianę depesz z agencjami europejskimi. W 1927 r. w jej strukturach utworzono biuro fotograficzno-filmowe, które przygotowywało m.in. cotygodniową kronikę filmową, wyświetlaną przed seansami we wszystkich kinach w kraju. Agencja otrzymała też monopol na ogłoszenia z instytucji i przedsiębiorstw państwowych.

kolejka ludzi do osoby, która trzyma plik gazet

Kolejka do gazeciarza sprzedającego nadzwyczajne wydanie „Tempa Dnia” przed Pałacem Prasy, 1933,
fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

PAT w połowie lat 30. posiadała 14 oddziałów terenowych rozsianych na obszarze całego kraju oraz 10 placówek zagranicznych, a także sieć kilkudziesięciu (70–100) zagranicznych korespondentów. W sumie zatrudniała około tysiąca pracowników i wydawała kilkanaście tematycznych biuletynów informacyjnych, m.in. krajowy, zagraniczny, kulturalny, sportowy. Po wybuchu II wojny światowej 5 września 1939 r. PAT została ewakuowana razem z rządem RP i działała na wychodźstwie do 1991 r., kiedy została symbolicznie połączona z Polską Agencją Prasową.

Oprócz PAT z kręgami rządowymi związane były m.in. subsydiowana przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Agencja Wschodnia (utworzona latem 1920 r. w Wilnie jako prywatna agencja East Express), powstała w listopadzie 1929 r. Agencja Prasowa i Publicystyczna „Iskra”, czy związana z II Oddziałem Sztabu Głównego Agencja Telegraficzna Express (ATE).

Jedną z największych agencji prywatnych była założona w 1925 r. Polska Agencja Publicystyczna. Oprócz serwisów informacyjnych i artykułowych w jej ramach funkcjonował też dział powieści, w którym pracowali tłumacze, a także stali autorzy powieści odcinkowych. Wśród agencji specjalistycznych warto wymienić utworzoną w 1927 r. Katolicką Agencję Prasową czy założoną w 1931 r. Polską Agencję Agrarną i Ogólnoinformacyjną. W Warszawie od 1920 r. istniał też oddział Żydowskiej Agencji Telegraficznej, obejmujący swoim zasięgiem także Rumunię i kraje bałtyckie. W okresie II Rzeczypospolitej działało w Polsce w sumie ponad 50 różnych agencji prasowych. W większości były to małe, prywatne instytucje tylko o lokalnym zasięgu. Bywało, że instytucje tego typu wykorzystywane były w walce politycznej, jak pozostająca w bliskich kontaktach z ambasadą niemiecką Telegraficzna Agencja Górnośląska „Rekord”, nazywana „agencją bluffów”.

Dziennikarze i wydawcy – nowe zawody, szkoły i specjalności

Lata międzywojenne przyniosły ostateczne wyodrębnienie się dziennikarstwa jako zawodu. Grupa ludzi, dla których praca w dziennikach i czasopismach stanowiła podstawę utrzymania, uzyskała osobny status formalno-prawny, a organizacje zrzeszające pracowników prasy stały się – w przeciwieństwie do dawnych stowarzyszeń o charakterze pomocowym – nowoczesnymi związkami zawodowymi. Liczebność grupy wykonującej w okresie międzywojennym zawód dziennikarski jest trudna do określenia. Podawane przez badaczy liczby wahają się między 2,5 a 4 tys. Wraz z rozwojem prasy powstawały też nowe specjalności dziennikarskie, np. fotoreporter, sprawozdawca sportowy, recenzent filmowy.

Kształtowanie się nowego zawodu spowodowało, że zaczęło powstawać również specjalistyczne szkolnictwo wyższe. Już w 1917 r. założona została w Warszawie szkoła dziennikarska. Była to jedna z pierwszych takich inicjatyw w Europie. Od 1919 r. działała zaś przy Wolnej Wszechnicy Polskiej Szkoła Dziennikarsko-Publicystyczna. Obie placówki połączono w 1922 r., a po pięciu latach przekształcono w niezależną instytucję – Wyższą Szkołę Dziennikarstwa. Miała ona charakter uczelni zawodowej, a czas trwania pełnego kursu wynosił 3 lata. W drugiej połowie lat 30. corocznie przyjmowała w swoje mury 140–200 słuchaczy. Równolegle środowisko dziennikarskie zabiegało o utworzenie instytutu badawczego. Jego zalążkiem było powstałe w 1938 r. Towarzystwo Wiedzy o Prasie.

mężczyzna z kamerą w zimowej scenerii lasu filmuje uczestników polowania

Operator Polskiej Agencji Telegraficznej filmuje uczestników polowania, m.in. regenta Węgier Miklosa Horthyego i prezydenta RP Ignacego Mościckiego (w futrzanej czapce), księcia Axela (z tyłu), 1938,
fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Sytuacja finansowa dziennikarzy była różna, zależna m.in. od wielkości redakcji, w której pracowali. Zdarzali się krezusi, których pensja dochodziła do 3000 złotych, zrównując się z wynagrodzeniem Prezesa Rady Ministrów. Jednak w 1939 r. średnia zarobków – najlepiej w środowisku zarabiających – dziennikarzy warszawskich była znacznie niższa i wynosiła 414 złotych, przy czym prawie połowa z nich zarabiała poniżej 150 złotych, czyli tyle, co najgorzej uposażeni urzędnicy państwowi. O nieciekawej sytuacji dziennikarzy świadczyć może fakt, że w podpisanej w 1938 r. przez Związek Dziennikarzy RP i Polski Związek Wydawców Dzienników i Czasopism umowie zbiorowej znalazł się zapis zabraniający wypłaty wynagrodzenia wekslami, skryptami dłużnymi, kuponami, znakami umownymi, towarami lub innymi przedmiotami. Jeszcze pod koniec lat 30. częstą praktyką było bowiem wynagradzanie redaktorów np. towarami dostarczanymi wydawcy przez ogłoszeniodawców.

W tej sytuacji zyskiwały na znaczeniu korporacje zawodowe. Pierwsze organizacje dziennikarskie na ziemiach polskich powstawały pod koniec XIX w, na terenie zaboru austriackiego. Najstarsze Syndykaty Dziennikarskie w Krakowie i Lwowie utworzono jeszcze przed 1914 r. Syndykat Dziennikarzy Warszawskich wyłonił się z Klubu Sprawozdawców Parlamentarnych w 1919 r. W powojennej rzeczywistości początkowo skupił się na zaspokojeniu najpilniejszych potrzeb swoich członków – żywieniowych i mieszkaniowych. Z czasem jego działania dotyczyły takich kwestii, jak stosunki pracy, system płac, prawa pracownicze, etyka zawodowa, interwencje w zatargach między dziennikarzami a wydawcami. Ogólnopolski Związek Dziennikarzy RP, zrzeszający początkowo osiem, a ostatecznie jedenaście regionalnych syndykatów utworzony został w 1924 r. Należeli do niego pracownicy pism codziennych i agencji informacyjnych. Dziennikarze pracujący w czasopismach posiadali od 1930 r. odrębną organizację – Związek Zawodowy Dziennikarzy i Publicystów Zatrudnionych w Prasie Periodycznej RP.

Związek Dziennikarzy RP, którego celem była „obrona moralnych i materialnych interesów zawodu dziennikarskiego”, m.in. reprezentował dziennikarzy wobec wydawców i władz, organizował sądownictwo wewnętrzne, przygotowywał szkolenia zawodowe, prowadził pośrednictwo pracy. Walczył też o ustawę o zawodzie dziennikarskim, a także doprowadził do podpisania wspomnianej umowy zbiorowej z wydawcami. W ramach Związku działały też organizacje specjalistyczne, np. Związek Dziennikarzy Sportowych RP czy Klub Dziennikarzy Radiowych. Przed II wojną światową ZD RP skupiał ok. 2 tys. członków.

elegancko ubrani mężczyści siedzą rzędami w eleganckiej sali

Walny Zjazd Związku Dziennikarzy RP w sali Resursy Kupieckiej w Warszawie. Widok na salę. Widoczni m.in.: minister Marian Zyndram Kościałkowski (1. z lewej w pierwszym rzędzie), Józef Flach (4. z lewej w pierwszym rzędzie), 1935,
fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Organizować starali się również wydawcy. Już pod koniec 1918 r. powstał skupiający kilkadziesiąt periodyków Polski Związek Prasy Prowincjonalnej. Jego głównym zadaniem była troska o poprawę kondycji ekonomicznej lokalnych wydawców, m.in. poprzez utworzenie Centralnej Administracji Ogłoszeń Polskiej Prasy Prowincjonalnej, pośredniczącej w kontaktach między ogłoszeniodawcami a zrzeszonymi wydawnictwami. Jednak największą w II RP organizacją wydawców był utworzony w 1928 r. Polski Związek Wydawców Dzienników i Czasopism. Doprowadził on do uregulowania wielu kwestii spornych pomiędzy przedstawicielami branży wydawniczej, odpowiadając za wielostronne umowy, dotyczące m.in. jednolitej polityki wobec ogłoszeniodawców, godzin sprzedaży ulicznej czy walki z bezpłatną i ukrytą reklamą.

PZWDiC przede wszystkim jednak reprezentował wydawców w relacjach z władzami państwowymi uczestnicząc w pertraktacjach dotyczących np. prawa prasowego, podatków i ceł, obrotu papierem, sprzedaży ogłoszeń i reklam. Początkowo zrzeszał 45 wydawców, w 1939 r. członków było aż 164. Już w 1929 r. należeli do niego wydawcy prawie wszystkich dzienników i czasopism o nakładzie przekraczającym 10 tys. egzemplarzy. PZWDiC należał do Międzynarodowej Federacji Związków Wydawców Czasopism (FIADEJ). Wydawał specjalistyczny dwumiesięcznik „Prasa”. Odpowiadał za organizację imponującego Pawilonu Prasy na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu (16 maja – 30 września 1929), zorganizowanej z okazji 10-lecia niepodległości Polski.

Dotrzeć do czytelnika – jak odbywała się dystrybucja prasy przed wojną?

Wspomniani na początku niniejszego artykułu gazeciarze odpowiadali oczywiście tylko za część kolportażu prasy i to wyłącznie w dużych miastach. Jak jeszcze odbywała się jej dystrybucja przed wojną? Po pierwsze, istniały wyspecjalizowane przedsiębiorstwa, odpowiadające za dostarczenie świeżych egzemplarzy pisma do spragnionego nowości czytelnika. Już w 1918 r. powstała spółka akcyjna Polskie Towarzystwo Księgarni Kolejowych „Ruch”. Od początku jej głównymi klientami były stołeczne periodyki, które kolportowała poza Warszawą. W 1937 r. firma posiadała ok. 520 kiosków, ok. 300 lotnych kolporterów i 2500 stałych punktów sprzedaży prowincjonalnej poza dworcami kolejowymi. W 1931 r. w Warszawie sześć dużych wydawnictw powołało Spółkę Kolporterów i Wydawców „Czytajcie”, która skutecznie wyparła z rynku nieuczciwych hurtowników. Działała ona do 1935 r., gdy stołeczną sieć dystrybucji przejął „Ruch”. Przez całe dwudziestolecie międzywojenne ważną rolę w rozprowadzaniu periodyków miała również poczta, która przede wszystkim pośredniczyła w prenumeracie prasy, zaś od roku 1935 r. rozpoczęła również jej bezpośrednią sprzedaż w ok. 1800 punktach w całym kraju.

specyficzne wnętrze biuroe, między stołami kręcą się ludzie przy pracy

Polskie Towarzystwo Księgarni Kolejowych „Ruch” w Warszawie w Alejach Jerozolimskich 63 – wnętrze. Widoczny dział ekspedycji pism podczas pracy, 1926,
fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Pamiętać też należy o dużej roli kolportażu organizacyjnego, która niebagatelne znaczenie miała przede wszystkim w przypadku dystrybucji pracy wydawanej przez instytucje kościelne. Z tej formy korzystali jednak również inni wydawcy, np. stowarzyszenia, organizacje związkowe czy partie polityczne. Prasa dostępna była również m.in. w księgarniach, recepcjach hotelowych, kawiarniach i restauracjach, sklepikach z wyrobami tytoniowymi, a nawet w kioskach z wodą sodową i słodyczami. Każdy sposób był dobry, żeby dotrzeć do czytelnika.

 

Autor: Sylwia Uryga

 

Bibliografia:

  • Habielski Rafał, Dwudziestolecie międzywojenne [w:] Prasa, radio i telewizja w Polsce. Zarys dziejów, Danuta Grzelewska i inni, Elipsa, Warszawa 2001, s. 67–108.
  • Jabłonowski Marek, Powołanie Polskiego Związku Wydawców Dzienników i Czasopism w 1928 roku w świetle zasobów Archiwum Akt Nowych, „Studia Medioznawcze” 2018, t. 19, nr 3, s. 131–148.
  • Nowakowski Jerzy, Z dziejów syndykatu dziennikarzy warszawskich: organizacja i początki działalności SDW, „Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego” 1968, t. 7, z. 2, s. 275 –299.
  • Paczkowski Andrzej, Prasa codzienna Warszawy w latach 1918–1939, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1983.
  • Paczkowski Andrzej, Prasa drugiej Rzeczpospolitej (1918-1939), Ogólna charakterystyka statystyczna, „Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego” 1972, t.11, z. 1 s. 49–88.
  • Paczkowski Andrzej, Prasa polska 1918–1939, PWN, Warszawa 1980.
  • Władyka Wiesław, „Jesteśmy głosem milionów…”: dzienniki sensacyjne Drugiej Rzeczypospolitej, „Kwartalnik Historii Prasy Polskiej” 1980, t. 19, z. 2, s. 75–83.