Medycyna w II Rzeczpospolitej
Tyfus, dur brzuszny, gruźlica. To tylko kilka chorób, na jakie narażeni byli Polacy w okresie międzywojennym. Jak sobie z nimi radzono? Dlaczego sytuacja kobiet w ciąży nie była do pozazdroszczenia, a choroby weneryczne stanowiły jeden z najbardziej palących problemów?
Ukazujące się w lokalnej prasie nekrologi pokazują niekiedy brutalną prawdę o pierwszych miesiącach polskiej niepodległości. Ogłaszane zgony – często młodych ludzi – świadczą o tym, jak krótko niektórzy cieszyć się mogli odzyskaną wolnością. Społeczeństwo dziesiątkowały choroby; jednocześnie śmierć zbierała żniwo w czasie walk o polskie granice. Szacunki dotyczące śmiertelności wyraźnie wskazują, że do 1921 roku umierało dużo więcej mężczyzn niż kobiet. Ogólne wskaźniki zgonów były dużo wyższe na progu niepodległości niż 10 lat później. O ile 1919 roku zmarło bądź zginęło ponad 700 tys. osób, o tyle dekadę później liczba ta spadła do około 500 tys.
Epidemie
Na dużą liczbę zgonów – obok walk – wpływały epidemie i choroby potęgowane przez niepewną sytuację polityczną. Wojna w naturalny sposób angażowała personel medyczny na froncie, przez co większość społeczeństwa pozostawała bez opieki. Duży wpływ na tę sytuację miały także złe warunki higieniczne w dużych skupiskach ludzkich, jakimi były miasta. Dochodziły do tego problemy aprowizacyjne, a co za tym idzie braki w prawidłowym wyżywieniu. Rozwojowi chorób zakaźnych sprzyjały też potężne migracje ludności towarzyszące działaniom militarnym.
Ogromny problem z liczbą zachorowań miała w owym czasie pogrążona w wojnie domowej Rosja. W 1920 roku zarejestrowano tam blisko 4 mln osób zakażonych tyfusem plamistym, choć chorych było zapewne znacznie więcej. Oprócz tego informowano o ogniskach cholery, czerwonki czy ospy. Jednocześnie – choć nie w takim stopniu jak na Zachodzie – żniwo zbierała hiszpanka.
Zjawiska te powodowały, że organizacja służby zdrowia w pierwszych latach niepodległości Polski była jednym z priorytetów. Podwaliny pod budowę systemu zdrowotnego położyło stworzone w Radzie Regencyjnej Ministerstwo Zdrowia Publicznego. Kontynuowało ono działalność po 11 listopada 1918 roku. W 1923 roku obowiązki ministerstwa przejął resort spraw wewnętrznych, a w latach 30. Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej.
W 1919 roku z inicjatywy Ministerstwa Zdrowia przyjęte zostały kluczowe dla obszaru zdrowia publicznego w pierwszych latach niepodległości ustawy regulujące funkcjonowanie opieki medycznej. 17 lipca 1919 roku uchwalono zasadniczą ustawę sanitarną oraz ustawę o przymusowym szczepieniu przeciwko ospie. W szczególności regulacje dotyczące szczepień miały w najbliższej przyszłości znacznie ograniczyć liczbę zachorowań na choroby zakaźne.
Szczepionki
Prawo szczepionkowe było niezwykle restrykcyjne. Przymus szczepień obejmował noworodki, dzieci, a także wszystkich tych, którzy nie byli zaszczepieni wcześniej. Za brak szczepienia groziły wysokie kary pieniężne sięgające niekiedy dwóch przeciętnych miesięcznych pensji robotniczych. Co ciekawe, ówczesne prawo stanowiło, że dziecko bez świadectwa szczepienia nie może być przyjęte do szkoły ani do żadnej innej placówki wychowawczej. 25 lipca 1919 roku uchwalono ustawę o zwalczaniu chorób zakaźnych, która przewidywała obowiązek zgłaszania przypadków najgroźniejszych chorób oraz nadawała Ministerstwu Zdrowia prawo do wprowadzania kolejnych obowiązkowych szczepień.
O skali problemu świadczyć może fakt, że już rok później – 14 lipca 1920 roku – ustanowiono urząd Naczelnego Nadzwyczajnego Komisarza do spraw walki z epidemiami. Mrożąca krew w żyłach jest już preambuła do ustawy regulującej jego obowiązki. Czytamy w niej:
„Gdy szerzące się choroby zakaźne, obejmujące wielkie obszary, grożą klęską powszechną, a szczególnie te, które z zewnątrz zagrażają Państwu (jak dżuma, cholera, tyfus plamisty), może Rada Ministrów na wniosek Ministra Zdrowia Publicznego powołać Naczelnego Nadzwyczajnego Komisarza do spraw walki z epidemiami […]”.
Pierwszym komisarzem został Emil Godlewski. Nie była to postać przypadkowa. Na początku I wojny światowej współtworzył, zainicjowany przez biskupa krakowskiego księcia Adama Sapiehę, Książęco- Biskupi Komitet Pomocy, gdzie odpowiadał m.in. za stworzenie programu walki z epidemiami czasu wojny. Organizował doraźne szpitale, inicjował powstawanie kolumn sanitarnych i akcji szczepień przeciw cholerze, ospie, czerwonce i durowi brzusznemu. Jego doświadczenie pomóc miało w organizacji ochrony epidemiologicznej w skali ogólnopolskiej.
Wsparciem dla urzędu komisarza miał być Państwowy Zakład Higieny, który powstał w 1923 roku jako następca funkcjonującego już od 1918 roku Państwowego Centralnego Zakładu Epidemiologicznego. Do głównych zadań Zakładu należało rozpoznawanie zagrożeń, opracowywanie sposobów zapobiegania im i udzielania doraźnej pomocy chorym; prowadzono tam również prace badawcze w zakresie powstrzymywania epidemii i leczenia ich ofiar. Ważną gałęzią działania PZH była produkcja szczepionek i preparatów diagnostycznych, a także kontrola medykamentów. Dzięki istnieniu Zakładu udawało się na polski rynek medyczny wprowadzać coraz szerszą paletę szczepionek chroniących m.in. przed cholerą, czerwonką, ospą czy durem.
Oprócz przymusowego szczepienia przeciwko ospie wprowadzono podobny obowiązek w przypadku cholery i tyfusu – dla określonych grup zawodowych (służba zdrowia, pracownicy wodociągów, marynarze i obsługa żeglugi, kolejarze i obsługa kolei, policja i służby porządkowe, służba więzienna, pracownicy zakładów pogrzebowych itp.), a także obowiązkowe szczepienia tzw. Tetrą – szczepionką przeciw cholerze, durowi brzusznemu i durom rzekomym. Szczepienia przeciw innym chorobom przeprowadzano doraźnie w zależności od stopnia zagrożenia epidemiologicznego.
Organizowano też okazjonalne akcje szczepień. W tym kontekście warto wspomnieć o funkcjonujących na wschodzie kraju kordonach sanitarnych, które miały chronić przed nadejściem epidemii chorób przenoszonych przez przybywających do Polski repatriantów z Rosji i wschodniej Ukrainy. Szczepiono w zorganizowanych ośrodkach leczniczych bądź z wykorzystaniem tzw. lotnych oddziałów szczepiennych, do których zatrudniano odpowiednio przeszkolonych studentów medycyny. Ogromną rolę przywiązywano do akcji informacyjnych dotyczących prawidłowej higieny dnia codziennego, czystości w zakładach pracy czy odpowiedniego żywienia. Polskę zalały plakaty informujące o potrzebie mycia rąk i brania częstych kąpieli czy przestrzegające przed insektami.
Zaangażowanie w walkę z chorobami zakaźnymi przyniosło spodziewane efekty. W 1921 roku liczba zachorowań na tyfus brzuszny wynosiła 30 tys., zaś w 1923 zmalała o połowę. Jeszcze większy sukces odniesiono w walce z tyfusem plamistym, na który w 1919 roku chorowało blisko 220 tys. osób, a w 1923 zaledwie 11 185. Do 1933 roku wyeliminowano zaś niemal całkowicie zachorowania na ospę prawdziwą. Skuteczność szczepień miała odzwierciedlenie w statystykach umieralności, które sukcesywnie wykazywały coraz mniejszą liczbę zgonów.
Służba zdrowia
Równolegle ze sprawnym organizowaniem akcji szczepiennych budowano szeroko pojęty system ochrony zdrowia. Jego fundamenty regulowała wspomniana już wcześniej zasadnicza ustawa sanitarna. Opieka zdrowotna spoczęła głównie na barkach samorządów, które zostały zobowiązane do rozbudowy zaplecza sanitarnego i zapewnienia możliwie szerokiej opieki zdrowotnej.
System zdrowotny w odrodzonej Polsce opierał się na kilku filarach: przedsięwzięciach rządowych, prywatnej praktyce lekarskiej, systemie Kas Chorych, czyli ubezpieczeń zdrowotnych dla robotników najemnych i ich rodzin, pomocy stowarzyszeń i fundacji, prywatnych inicjatywach filantropijnych oraz samorządowych szpitalach i ośrodkach zdrowia. Nie można zatem mówić o jego jednolitości. Miał raczej charakter mocno rozproszony i pomimo ambicji wprowadzenia powszechnej opieki zdrowotnej nadal wiele osób nie miało do niej dostępu.
Podstawowym problemem był deficyt lekarzy. Choć w liczba medyków w Polsce od 1921 do 1939 roku wzrosła z około 5,5 tys. do prawie 13 tys., i tak nie odpowiadała bieżącym potrzebom. Większość lekarzy pracowała w miastach, które dawały o wiele większe możliwości awansu, rozwoju, a także dużo atrakcyjniejsze perspektywy finansowe. Prowincję wybierano niechętnie i to właśnie tam przedstawicieli służby zdrowia bywało dramatycznie mało.
Lekarze pracowali na ogół na dwóch etatach – z jednej strony zatrudnieni na stały angaż w placówkach publicznych (instytuty państwowe, placówki naukowe, instytucje samorządowe, kasy chorych czy ośrodki zdrowia), z drugiej prowadzili prywatną praktykę. I w tym przypadku dużo bardziej opłacało się pracować w mieście, gdzie łatwiej było o gotówkę, a przyjmowanie lepiej sytuowanych pacjentów pozwalało na uzyskanie satysfakcjonującego dochodu. Dużo gorzej było na wsiach.
Na terenach wiejskich borykano się z dwoma podstawowymi problemami – zbyt dużymi odległościami do najbliższych placówek zdrowotnych oraz brakiem dodatkowych ubezpieczeń. Przyjęta jeszcze w styczniu 1919 roku ustawa o ubezpieczeniu zdrowotnym obejmowała jedynie pracowników najemnych, przy czym realnie zapewniła opiekę zdrowotną głównie robotnikom w miastach. Na wsiach większość pozostawała poza systemem świadczeń. Tymczasem to Kasy Chorych zapewniały dostęp do podstawowych procedur medycznych, finansowały pobyty w szpitalach oraz koszty leczenia, a także umożliwiały wzięcie zwolnień chorobowych.
Osoby nieobjęte ubezpieczeniem musiały liczyć albo na lecznice samorządowe, albo na prywatną opiekę. Bieda na wsi powodowała, że na tę ostatnią decydowano się w ostatniej chwili, najczęściej płacąc i tak w naturze – płodami rolnymi, zwierzętami lub jajkami. Lekarz pracujący na obszarach wiejskich pozbawiony był też zaplecza medycznego. Brakowało medyków specjalistów, odpowiedniej infrastruktury i sprzętu. Powtarzano gorzki żart, że lekarz wiejski musi polegać na słuchawkach, termometrze i… dobrej woli. To z kolei dawało przestrzeń do działania wszelkiego rodzaju znachorów i babek oferujących leczenie ziołami lub metodami, które dziś nazwalibyśmy medycyną alternatywną. Mieli oni jednak tę przewagę nad lekarzem, że na ogół przebywali w pobliżu; byli na stałe wpisani w koloryt życia na prowincji.
Kobieca strona
Szczególnie narażone na skutki nieprofesjonalnej opieki medycznej były kobiety. Dużym problemem była odpowiednia opieka nad kobietami w ciąży. Z uwagi na brak aparatury, do której dziś jesteśmy przyzwyczajeni (chociażby badania USG), fakt ciąży stwierdzano na podstawie objawów naturalnych, takich jak brak miesiączki, nudności czy obrzęk piersi. Potwierdzano go jednak dopiero wówczas, kiedy płód mógł być już wyczuwalny. Oczywiście nie można było w takich warunkach ocenić stanu zdrowia dziecka, wykluczyć ewentualnych powikłań, a nawet określić, czy ciąża jest mnoga czy pojedyncza. Z tego względu „stan błogosławiony” wiązać się mógł z licznymi powikłaniami, poronieniem, a nawet zgonem matki.
Trudno było zatem mówić o opiece medycznej w trakcie ciąży. Jeśli nawet takowa istniała, to ze względów obiektywnych daleka była od tej, jaką możemy otrzymać dzisiaj. Jeszcze bardziej problematyczny był sam poród. Według statystyk tylko 15% kobiet mogło sobie pozwolić na rodzenie w szpitalu, klinice lub placówce położniczej. Większość rodziła w domach. W tym przypadku mogły im pomagać wynajęte położne, ale i to uchodziło za luksus. Często przy porodach asystowały więc nieposiadające odpowiednich kwalifikacji akuszerki lub wspomniane babki.
Niestety brak profesjonalnej pomocy medycznej w takich sytuacjach sprawiał, że kobieta po urodzeniu dziecka mogła znaleźć się w stanie zagrożenia życia, szczególnie jeśli poród odbywał się w wątpliwych warunkach higienicznych. Położnicy groziły zakażenia, śmierć z powodu nieopanowanej gorączki połogowej, komplikacje w wyniku nieprawidłowego usunięcia łożyska. Urodzone w takich warunkach dziecko także zagrożone było śmiercią. Wedle szacunków z lat 30. XX wieku blisko ¼ wszystkich zgonów dotyczyła noworodków. Najwięcej niemowląt umierało na wsiach lub w rodzinach z nizin społecznych. Szacuje się także, że wysoka śmiertelność panowała wśród dzieci nieślubnych (mogła wynosić nawet 50%). Kobieta, która zaszła w ciążę z nieprawego związku, często ze względów obyczajowych znajdowała się na marginesie społeczeństwa, co skazywało ją na poród w fatalnych warunkach. Nieraz urodzenie dziecka martwego lub o nadwątlonym zdrowiu związane było z wcześniejszą próbą usunięcia ciąży bądź ze złą kondycją samej matki. Na zgony niemowląt wpływał także nieprawidłowy dobór pokarmów. Choć kobiety starały się karmić piersią, to w biedniejszych domach, zmuszone do szybkiego powrotu do pracy, nie mogły sobie na to pozwolić. Dzieci dokarmiano więc mlekiem krowim, często zanieczyszczonym, powodującym rozstroje żołądka lub groźne zakażenia.
Na polepszenie sytuacji kobiet w ciąży miały wpływać powstające na ziemiach polskich stowarzyszenia i fundacje zakładane przez lekarzy lub grupy kobiet z wyższych sfer. Największą tego typu organizacją było Towarzystwo Opieki nad Matką i Dzieckiem „Kropla mleka”, którego historia sięga jeszcze okresu przed I wojną światową. Towarzystwo powstało w Łodzi, a później obejmowało swoją działalnością kolejne miasta. Początkowo zajmowało się jedynie dostarczaniem zdrowego i sprawdzonego mleka, z czasem jednak rozszerzyło zakres pomocy, starając się zapewnić jak najszerszą opiekę profilaktyczną i medyczną kobietom w ciąży i niemowlętom pochodzącym z ubogich rodzin.
Gruźlica i choroby weneryczne
Równie wielkim problemem medycyny międzywojennej były gruźlica oraz choroby weneryczne. Obok epidemii chorób zakaźnych i problemów wiążących się z ciążą i porodem były to najczęstsze przyczyny zgonów. Zarówno gruźlicę, jak i choroby weneryczne nazywano chorobami społecznymi, ze względu na ich masowe występowanie. Ich zwalczaniem zajmowano się więc na szczeblu administracji rządowej, powołując wykwalifikowane działy, które zajmować się miały opracowywaniem metod walki z wymienionymi schorzeniami. Ważna była w tym względzie współpraca pomiędzy różnymi instytucjami zajmującymi się leczeniem i tworzenie wspólnych projektów przeciwdziałania temu zagrożeniu.
Gruźlica była chorobą, która zbierała żniwo niekiedy większe od wspomnianych wcześniej epidemii. Szacuje się, że o ile na tyfus pod koniec I wojny światowej zmarło około 1500 osób, o tyle gruźlica pochłonęła ponad 8 tys. ofiar! Na 10 tys. osób w dużych aglomeracjach od 50 do 60 umierało z powodu tego schorzenia. We Lwowie mogło ich być nawet 75. Duża śmiertelność spowodowała, że tak jak w przypadku ospy planowano wprowadzić pod obrady specjalną ustawę, która regulowałaby kwestię walki z gruźlicą. Podstawowym założeniem było zapewnienie obywatelom całkowicie bezpłatnego dostępu do profilaktyki i leczenia choroby. Niestety, prace nad projektem przedłużały się do tego stopnia, że ostatecznie wszedł on w życie w przededniu II wojny światowej.
Walkę z gruźlicą prowadzono więc, opierając się na rozproszonych aktach prawnych, przy dużej determinacji samorządów wspieranych przez fundacje, stowarzyszenia, Kasy Chorych czy pojedynczych filantropów. Podstawową metodą było tworzenie placówek wyspecjalizowanych w leczeniu gruźlików. U progu niepodległości było takich miejsc zaledwie 8. Pod koniec istnienia II Rzeczypospolitej działało ich już ponad 500; w sumie obejmowały one opieką medyczną około 350 tys. pacjentów. Dzięki tym działaniom udało się znacznie zmniejszyć śmiertelność wynikającą z zachorowań na gruźlicę. Szczególnie widać to w statystykach sporządzanych dla miast, gdzie szacunkowa liczba zgonów z powodu tej choroby spadła do około 15 osób na 10 tys. mieszkańców.
Podobnym, ze względu na masowość występowania, był problem chorób wenerycznych. Wbrew wysuwanej niekiedy opinii o wyjątkowym poziomie moralności minionych pokoleń, ówczesnemu społeczeństwu nieobce były nierząd i korzystanie z domów publicznych. Interesujący jest zresztą dysonans pomiędzy deklarowanymi w tamtym czasie wartościami a stosowaniem ich w praktyce.
Walka z chorobami wenerycznymi przebiegała zatem dwutorowo. Z jednej strony starano się wprowadzać restrykcyjne przepisy prawne prowadzące do ścisłej kontroli i likwidacji domów publicznych, z drugiej zaś – podobnie jak w przypadku gruźlicy – tworzyć specjalistyczne placówki medyczne zajmujące się wyłącznie leczeniem weneryków. W 1937 roku pod opieką tych instytucji znajdowało się ponad 175 tys. osób (!).
Dużo gorzej przebiegały starania na rzecz ograniczenia nierządu. Choć znikał on stopniowo z przestrzeni oficjalnej, to przenosił się do podziemia. Wypełniał mroczne dzielnice miast, stając się stałym elementem ich krajobrazu. Skłaniało to władze państwowe do stworzenia przestrzeni na edukację seksualną zwracającą uwagę na higienę czy bezpieczeństwo w czasie stosunków, a także zniechęcającą do korzystania z usług lupanarów.
Podsumowanie
Oczywiście wymienione wyżej problemy służby zdrowia nie były jedynymi. Poważnym wyzwaniem był nie tylko brak lekarzy, ale także pielęgniarek czy farmaceutów. Przez cały okres trwania II Rzeczypospolitej starano się te niedobory uzupełniać. Liczba mieszkańców przypadających na dowolnego przedstawiciela personelu medycznego malała, choć działo się to powoli i nie we wszystkich regionach kraju było odczuwalne.
Dużym problemem były także ceny leków. W przypadku szczepionek sytuację rozwiązano poprzez stworzenie Państwowych Zakładów Higieny i nadanie im pozycji monopolisty w handlu tymi preparatami. Dzięki temu szczepionki sprzedawane były po zaniżonych cenach i szybko trafiały w miejsce ryzyka epidemiologicznego. Pozostałe medykamenty były natomiast rozprowadzane na wolnym rynku; państwo starało się od czasu do czasu ingerować w ceny, chociażby ustanawiając taksy, czyli stałe opłaty za lekarstwa. W przypadku galopującej inflacji było to jednak rozwiązanie rujnujące wiele aptek.
Wadą systemu zdrowotnego II RP było z pewnością jego rozproszenie i oparcie na wielu filarach. Choć miało to w założeniu upowszechnić dostęp do usług, spowodowało ich znaczne rozwarstwienie. Dobrze radzono sobie głównie w tych dziedzinach, w których – ze względu na świadomość zagrożenia – poszczególne organy ze sobą współpracowały. Do końca istnienia II RP nie udało się jednak zmniejszyć wyraźnych różnic między opieką medyczną na wsi i w mieście, choć warto jednocześnie zauważyć, że ogromne postępy zrobiono w upowszechnianiu higieny. Jednym z najbardziej anegdotycznych, choć jednocześnie cennych ze względów zdrowotnych, był nakaz stawiania ubikacji na każdej zabudowanej działce. Do ochrzczenia owych toalet mianem „sławojek” przyczynić miał się fakt, że wielką wagę do ich obecności przykładał premier Felicjan Sławoj Składkowski, z zawodu lekarz, który w czasie swoich podróży służbowych bacznie przyglądał się temu, czy prawo jest przestrzegane.
Jednolite prawo tworzące zwarty system publicznej służby zdrowia powstało dopiero w przededniu II wojny światowej. Niestety z powodów politycznych nie dane mu było w pełni zafunkcjonować w polskiej przestrzeni. Nie dowiemy się zatem nigdy, czy ustawa o publicznej służbie zdrowia z 1939 roku poradziłaby sobie z sygnalizowanymi w tekście problemami, czy poniosłaby w tym starciu porażkę.
Zobacz tłumaczenie tego tekstu na Polski Język Migowy:
Polecana literatura:
- K. Sierakowska, „Rodzice, dzieci, dziadkowie… Wielkomiejska rodzina inteligencka w Polsce 1918-1939”, Warszawa 2003
- J. Sadowska, Zwalczanie chorób zakaźnych w Polsce w dwudziestoleciu międzywojennym (1918-1939), „Przegląd Epidemiologiczny”, 1997, R. 53, nr 3, s. 321-328
- W. Noszczyk, „Zarys dziejów medycyny w Polsce”, t. II, Warszawa 2016
- D. Wawrzykowska-Wierciochowa, „Z dziejów kobiety wiejskiej”, Warszawa 1961
- „Pamiętniki lekarzy”, Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, Warszawa 1939
- E. Więckowska, „Walka z ostrymi chorobami zakaźnymi w Polsce w latach 1918-1924”, Wrocław 1999
dr Sebastian Adamkiewicz