Kontrast
Wielkość czcionki

Patriotyzm a moda w II RP

Moda patriotyczna od paru lat święci w Polsce triumfy. Koszulki i bluzy  z motywami barw narodowych, nadrukami nawiązującymi do bohaterów czy wydarzeń historycznych nikogo już nie dziwią, a na rynku wciąż pojawiają się nowe marki produkujące odzież i akcesoria w tej stylistyce. Nie jest to jednak nowy trend.

Co jakiś czas w naszej historii można zaobserwować zamiłowanie do manifestowania patriotyzmu poprzez ubiór. Miało to miejsce w końcu XVIII wieku, kiedy część szlachty sprzeciwiała się noszeniu modnych ubiorów francuskich, wybierając kontusz. Polskie kobiety w czasie powstania styczniowego nosiły czarne suknie z elementami polskiego stroju, takimi jak kontusik czy rogatywka. Na przełomie XIX i XX wieku częste były nawiązania w ubiorze do stroju ludowego, szczególnie zakopiańskiego. W czasach II RP moda patriotyczna miała przede wszystkim dwa oblicza, bardzo popularne stosowanie motywów ludowych różnych regionów oraz kładzenie nacisku na wybierania polskich tkanin i producentów.

Na styku sztuki i mody

Zafascynowanie motywami ludowymi i poszukiwaniem stylu narodowego w sztuce zaczęło się już w okresie młodopolskim, jednak na siłę adaptowane elementy ubioru ludowego do secesyjnego stroju nie przyjęły się na większą skalę. Styl narodowy w modzie próbowano odnaleźć także w czasach niepodległej Polski. Wraz z falą patriotyzmu pojawiła się potrzeba powstania sztuki nowoczesnej a zarazem oddającej ducha tradycji i polskości. W ten nurt świetnie wpisała się Zofia Stryjeńska, twórczyni dekoracji wspaniałego Pawilonu Polskiego na Wystawie Światowej w Paryżu w 1925 roku. Tworzyła ona w stylistyce art déco, jednocześnie nawiązując do polskich tradycji ludowych i przedchrześcijańskiej słowiańszczyzny. W okresie Młodej Polski na siłę adaptowane elementy ubioru ludowego do secesyjnego stroju nie przyjęły się na większą skalę. Zupełnie inaczej wyglądało to w dwudziestoleciu międzywojennym, kiedy to projektanci świetnie zaczęli łączyć nowoczesny krój ubrania z ludowym zdobnictwem. Motywy ludowe miały najsilniejszy wpływ na modę w latach 30. Po szalonych latach 20., dekadzie w której najmodniejsza była figura chłopczycy, krótkie, proste sukienki i fryzury, nadszedł czas zupełnie innychform w modzie. Strój miał być maksymalnie kobiecy, spódnice znów się wydłużyły, podkreślano kobiecą talię, biust i optycznie powiększano ramiona. Królowały falbanki, kwiaty, wstążki, koronki. Ubiór ludowy z bufiastymi rękawami, mocno zaznaczoną talią, szerokimi spódnicami i wszechobecnymi wzorami kwiatowymi doskonale wpisywał się w ten trend. Moda na odwołania do strojów regionalnych zapanowała nie tylko w Polsce. Szczególnie silna była w Niemczech, a inspiracje strojami bawarskimi można było odnaleźć w wielu innych krajach. W latach 30. na Węgrzech modę na motywy ludowe z powodzeniem propagowała żona admirała Horthego. Potrzebę stworzenia mody na ludowość tłumaczono m.in. względami propagandowymi. W tygodniku „AS” można było  przeczytać o tym jak ważne jest pokazywanie naszej mody zagranicą:

Szczególnie te panie, które wyjeżdżają na plaże zagraniczne i do zagranicznych uzdrowisk, powinny starać się pokazać cudzoziemcom, jak piękne i ciekawe motywy posiadamy w naszej rodzimej ludowej sztuce i kostiumologii. Powodzenie zapewnione, gdyż kraje Zachodu przepojonego już dziś miejską cywilizacją i coraz dalsze od prymitywnej ludowości, mają dla folkloru, dla rzeczy niebanalnych i pięknych ogromne zrozumienie.

motywy ludowe na żakiecie

Modelka prezentuje żakiet zdobiony haftem poleskim, 1933 rok, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

W II RP najczęściej stosowano wzory ludowe w modzie letniej, mniej oficjalnej. Bardzo lubiane były białe haftowane bluzeczki. Często był to haft krzyżykowy, popularny na wschodnich kresach Rzeczpospolitej, przede wszystkim w rejonie Huculszczyzny, ale też Polesia czy Wołynia. Hafty te, dzięki swojej prostej, zgeometryzowanej formie i mocnym kontrastującym kolorom, doskonale wpisywały się w stylistykę art déco. Często też pojawiały się stroje haftowane w kolorowe kwiaty nawiązujące do wzorów z rejonów nadmorskich. W prasie kobiecej często pojawiały się wzorniki tego typu haftów oraz gotowe rysunki przedstawiające stroje w ten sposób ozdobione. Należy pamiętać, że w dwudziestoleciu międzywojennym praktycznie każda kobieta umiała szyć i haftować.

Helena Krazowska w jasnej sukience na plaży

Helena Krażowska w lnianej sukience plażowej własnego projektu, 1934 rok.

Pojawiały się też pomysły na szersze zastosowanie inspiracji folklorem w modzie damskiej. Janina Passakas, absolwentka Warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, zaprojektowała cały szereg letnich, spacerowych i sportowych strojów nawiązujących do motywów ludowych z różnych regionów Polski. Były to „Krakowianka”, „Łowiczanka”, „Góralka”, „Ślązaczka” czy sukienki „Sukmanki” – białe, ozdobione subtelnymi haftami i krajkami. Na łamach prasy kobiecej można było również odnaleźć propozycję rozkloszowanego płaszczyka z łowickiego pasiaka czy płaszczyka z naturalnej wełny kilimowej, tylko na dole ozdobionego ludowym wzorem. Proponowano też wykorzystanie wstążek krakowskich do urozmaicenia kreacji wieczorowej czy też wiązania ich w formie kokardy we włosach do stroju plażowego. O dziwo, niełatwo jest odnaleźć u nas wzory sukien wieczorowych i popołudniowych w stylistyce ludowej, choć w innych krajach było to dużo powszechniejsze. Przykładem są Węgry, gdzie w piękny sposób wpleciono folklor do strojów eleganckich czy nawet balowych. Sama Małgorzata Horthy nosiła suknie wykańczane tradycyjnymi węgierskimi koronkami czy bogatymi haftami i zakładała welon z ludowych koronek jako wykończenie wieczorowej kreacji. Wśród węgierskich modeli wieczorowych były również długie do ziemi, białe, ozdabiane kolorowymi haftami peleryny wieczorowe, nawiązujące do okryć chłopów z niziny panońskiej.

Trudno jest odnaleźć w przedwojennej modzie akcenty patriotyczne w biżuterii. Słynny już w latach 30. jubiler Henryk Grunwald zaczął projektować broszki i zawieszki z motywami legend polskich i folkloru na szerszą skalę dopiero po wojnie. Polki preferowały biżuterię wpisującą się w ogólną modę na styl art déco oraz tradycyjną biżuterię przekazywaną z pokolenia na pokolenie.

Igłą i nitką

Bardzo wiele pań samodzielnie szyło swoje ubrania, wykorzystując do tego wykroje z prasy. W magazynach kobiecych często starano się promować rodzimą modę. W 1938 roku w tygodniku „As” pisano tak:

Eksploatowanie bogatych wzorów góralskich odbywało się u nas dotąd, właściwie bardzo nie celowo i ze złym smakiem. Widziało się parzenice góralskie, a więc ornament kostiumowy, adaptowane na poręczach krzesełka jest skandalicznem wypaczeniem, zarówno samego motywu jak i jego piękna. Strój tyrolski nie jest w niczem piękniejszy ani oryginalniejszy od naszego stroju góralskiego – a przebarwne stroje łowiczanek ciągle jeszcze czekają na inicjatora, który w oparciu o nie stworzyłby jakąś rodzimą kreację mody kobiecej na sezon letni.

ludowe motywy na strojach

Stroje z motywami ludowymi. Modelka prezentuje strój z haftem ludowym, 1933 rok, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Moda ludowa nie ograniczyła się jednak tylko do ubiorów letnich. Stroje narciarskie doskonale nadają się do tego, aby wpleść w nie akcenty góralskie. Najpiękniejszym tego przykładem były stroje zaprezentowane na pokazie mody „Jedziemy na FIS”, który odbył się w Teatrze Polskim w Warszawie. Wydarzenie było związane z mającymi się odbyć w lutym 1939 roku w Zakopanem międzynarodowych mistrzostwach świata federacji narciarskiej FIS. Na pokazie stroje prezentowali znani aktorzy m.in. Maria Żabczyńska, Karolina Lubańska i Loda Halama. Hafty, nawiązujące do góralskich, pojawiały się często jako ozdoba wełnianych, krótkich kurtek narciarskich. Ciekawe jest to, że nie były to tylko hafty z bardzo modnego w tym czasie Zakopanego, ale z różnych regionów. Na pokazie można było zobaczyć również botki góralskie tzw. kapce. Były to wysokie buty z białego filcu, wykończone skórą. Stały się niezwykle popularne w czasie okupacji, jako damskie buty zimowe. Z okazji mistrzostw FIS również tygodnik „AS” zorganizował konkurs dla czytelniczek na projekt stroju narciarskiego stylizowanego na strój góralski. O potrzebie stworzenia rodzimego stylu w stroju do sportów zimowych tygodnik pisał w ten sposób:

Anglicy i Amerykanie, dla których moda sportowa od dawna była problemem, sięgnęli po wzory do Kanady („mackinaw” traperów). Niemcy urządzając zimową Olimpiadę zdecydowali się na strój oparty na wzorach ludowych z okolic Alp bawarskich. A my, jak dotąd, nie zdobyliśmy się na stworzenie oryginalnego polskiego stroju narciarskiego, choć wszystko wskazywało na to, że dysponując przebogatym źródłem form ludowych strojów mieszkańców naszych gór, szybko pozbędziemy się obcych naleciałości.

Na konkurs nadesłano aż 334 prace, spośród których jury wybrało 7 najlepszych. Nagrodzone zostały najbardziej oryginalne i pomysłowe rozwiązania łączące nowoczesność z tradycją. Pierwszą nagrodę otrzymał projekt nawiązujący do strojów górali z Jabłonkowa. Składał się z kompletu w kolorze granatowym: wełnianych spodni, kurtki wykończonej czerwoną tasiemką. Pod spodem była biała, wełniana bluzka z marszczonymi rękawami, na którą zakładało się granatową kamizelkę, przypominającą stanik od strojów ludowych. Całość uzupełniał bogato zdobiny haftem czepek, który w praktyczny sposób zasłaniał uszy przed wiatrem. Zwycięski strój został uszyty przez zakopiańską firmę Bracia Lankosz. Jako nagrodę za projekt laureatka otrzymała darmowy pobyt w Zakopanem w trakcie trwania mistrzostw FIS.

„Kupujmy tylko wyroby krajowe!”

Równie istotną formą patriotyzmu było szycie ubrań z tkanin wyprodukowanych w Polsce. Stało się to niezwykle ważne w dobie światowego kryzysu na początku lat 30., kiedy to wspieranie krajowej gospodarki przez każdego obywatela było patriotycznym obowiązkiem. Pisała o tym nawet Jadwiga Suchodolska, autorka poradnika dotyczącego ubioru Sztuka ubierania się:

Kupujmy tylko wyroby krajowe! Nasz przemysł włókienniczy i wyrób gotowych ubrań stoją bardzo wysoko: mamy doskonałe tkaniny lniane, wełniane i bawełniane, mamy w kraju wyrabiane jedwabie sztuczne i nawet jedwab prawdziwy (Milanówek p. Warszawą). Chwalenie się: „Kupiłam sobie kostium w angielskiej wełny” albo: „sukienkę z francuskiej koronki” lub model francuski czy wiedeński świadczy tylko o nierozsądnej próżności i o ograniczonych horyzontach myśli. W dzisiejszych czasach każdy niepotrzebnie kupiony towar wyrobu zagranicznego hamuje i obniża polską produkcję w danym zakresie i pozbawia polskiego robotnika pracy i przyczynia się do ogólnego zubożenia kraju. Przeciwnie dumą nasza być powinno, iż włożyć możemy ubranie z materiału utkanego w polskiej fabryce, z krajowego surowca, rękami polskiego robotnika, a uszyte i nabyte w polskiej firmie, szczególnie gdy z radością stwierdzamy, że krajowe wyroby, w niczym nie ustępują zagranicznym! Powinniśmy pod tym względem najpierw same dawać dobry przykład, kupując tylko polskie wyroby, a poza tym i inne osoby zachęcać i wyjaśniać im, że kupowanie wyrobów zagranicznych z chwilą gdy takie same posiadamy krajowe, to występek przeciw własnemu krajowi i nierozsądny snobizm. Trzeba, aby kobiety polskie były w tej dziedzinie zgodne ze sobą w opinii, a gdyby która lekkomyślnie ubierała się w stroje obcego pochodzenia – powinna by się spotkać raczej z  chłodnym przyjęciem i życzliwą naganą, niż podziwem i zazdrością, jak to bywa niestety dotychczas.

szkice dam w polskich eleganckich projektach

Fragment czasopisma „Praktyczna Pani. Dobra obywatelka” z 6 lipca 1935 roku. Hafty na polskim lnie.

Najszerzej promowany był polski len, który bardzo często łączono z wspomnianymi wyżej ludowymi haftami. Len lansowano jako idealny do ubiorów letnich, plażowych, sportowych. Szyto też z niego tradycyjnie bieliznę i ubranka dziecięce. Szczególnie zachwalany jako elegancki był len tkany ręcznie. Największy problem w rozpropagowaniu lnu polegał na tym, ze jest on tkaniną, która bardzo się gniecie, co w okresie tak rygorystycznych zasad dotyczących ubioru było dość kłopotliwe. Dlatego w jednej z broszur zachęcających do zakupu lnu można było przeczytać:

Na suknie nadają się płótna rzadziej tkane, które się mniej mną. Płótno zwilżone i rozłożone na noc na stole rozprostowuje się w ciągu nocy bez prasowania. Angielscy gentelmani bynajmniej nie martwią się właściwością gniecenia się płótna i nie każą prasować ubrań, aby nie wyglądały na imitację lnu.

W 1928 roku powstało Wilnie Towarzystwo Lniarskie, które miało na celu właśnie propagowanie uprawy lnu i wyrobów z niego. W 1934 roku w Warszawie odbyła wystawa-targ „Len Polski”,  na której można było nabyć np. zestaw – torebka kopertowa, rękawiczki i broszka z kwiatami, wszystko oczywiście wykonane z lnu. Wystawę odwiedził sam prezydent Mościcki z małżonką, co pokazuje jak dużą rolę przewiązywano do propagowania polskich tkanin. W 1935 roku odbyła się podobna wystawa „Len Polski i Lubelski Przemysł Ludowy”, na której można było zobaczyć również inne przykłady rzemiosła ludowego.

modelka prezentuje suknię z jedwabiu

Bal „polskiego jedwabiu” w Warszawie. Pani Janina Świtalska w jedwabnej sukni nagrodzonej podczas balu pierwszą nagrodą. Fotografia pozowana. 1929 rok, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Kolejną promowaną tkaniną był jedwab z Milanówka. W latach 20. zaczęto podejmować pierwsze próby produkcji polskiego jedwabiu w Centralnej Doświadczalnej Stacji Jedwabniczej. Aby przekonać społeczeństwo do jakości polskiego jedwabiu, potrzebna była szeroko zakrojona akcja propagandowa. Zaowocowało to „Balami Polskiego Jedwabiu”, które odbywały się w Hotelu Europejskim w Warszawie. Na balu wszystkie kobiety miały mieć kreacje uszyte tylko z krajowych jedwabiów. Główną inicjatorką tego pomysłu była prezydentowa Maria Mościcka. Na balu w 1929 roku nie zabrakło różnych tematycznych atrakcji. Był konkurs na najlepszą kreację, który wygrała żona ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego Janina Świtalska, w krynolinie sięgającej za kolano z długim do ziemi trenem z tyłu, w białozłotym kolorze. Przedstawiciele przemysłu jedwabniczego w nietypowy sposób podziękowali pani prezydentowej za jej inicjatywę, o czym czytamy w relacji zamieszczonej w czasopiśmie „Kobieta w świecie i domu”:

Wieziony w triumfie wjeżdża olbrzymi oprzęd jedwabniczy, wyskakuje z niego zgrabna panna przebrana za motyla i oferuje pani Prezydentowej, jako protektorce polskiego jedwabiu, piękny bukiet kwiatów.

W 1937 roku Stanisława Wiatczkówna, która wraz z bratem Henrykiem założyła Centralną Doświadczalną Stację Jedwabniczą, otworzyła w Warszawie Studio Mody, które miało zajmowało się nie tylko sprzedażą, ale również projektowaniem odzieży i dodatków. Marzyła o tym, żeby projektowanie odzieży podnieść w Polsce do takiej rangi jak pozostałe dziedziny sztuki użytkowej.

Oprócz bali związanych z propagowaniem jedwabiu były również Bale Polskiego Perkalu. Perkal to rodzaj cienkiej tkaniny bawełnianej, idealnie nadającej się na letnie sukienki czy bluzki. Polskie perkale produkowano w Łodzi i były one świetną alternatywą jako tańsza tkanina do kreacji na cieplejsze dni. Aby go wypromować, organizowano wspomniane bale – imprezy pod patronatem rządowym, w gmachu Prezydium Rady Ministrów. Podczas balu prezentowano oczywiście suknie uszyte z perkalu na zaproszonych modelkach.

Patriotyzm niejedno ma imię

Niezwykle zaangażowana w propagowanie polskich wyrobów była żona ministra sprawa zagranicznych Jadwiga Beck. Była ona uznawana za jedną z najlepiej ubranych kobiet w II RP. Nosiła często kreacje z polskiego jedwabiu, ale również stosownie do okazji sukienki z lnu ozdobione ludowymi haftami. Słynęła z klasycznej elegancji, ale nie bała się nowoczesności co udowodniła na raucie z angielskimi arystokratkami i żonami polityków, które słynęły z prezentowania drogocennej biżuterii. Żona ministra postanowiła, że będzie to dobra okazja to pokazania polskiego rzemiosła artystycznego i zamówiła u znanego jubilera Henryka Grunwalda komplet wykonany z miedzi i  mosiądzu w stylu art déco, który wzbudził ogromne zainteresowanie  i został doceniony przez obecne na raucie Angielki.

szkice strojów dam w polskich projektach

Fragment czasopisma „Praktyczna Pani. Dobra obywatelka.” z 1935 roku.

Moda patriotyczna miała swoje odbicie również w modzie męskiej, ale ze względu na jej mniej fantazyjny i bardziej stały charakter miało to miejsce w mniejszym stopniu. Popularne były lniane garnitury, jako nieoficjalny letni strój. Wielkim orędownikiem polskiego lnu był generał Lucjan Żeligowski. W swoim majątku na Litwie uprawiał len, organizował odczyty dla chłopów zachęcające do zakładania podobnych upraw oraz sam często nosił lniane ubrania.

Innym przejawem patriotycznej mody było kultywowanie przywiązania do stroju narodowego przez polską arystokrację. W drugiej połowie XIX wieku noszenie kontusza było manifestacją patriotyzmu, na którą niestety mogli sobie pozwolić jedynie mieszkańcy Galicji, w pozostałych zaborach tego typu manifestacje polskości były zabronione. Po odzyskaniu niepodległości strój polski dalej był kojarzony przywiązaniem do ojczyzny i tradycji, jednak zakładano go bardzo rzadko. W niektórych rodzinach na ślub pan młody oraz najbliższa męska część rodziny zakładała żupan, kontusz, pas słucki, buty z wysokimi cholewami oraz obowiązkowo szablę. Często był to ubiór przekazywany z pokolenia na pokolenie. Zdarzało się, że również mali chłopcy mieli na tą okazję szyte kontusze. Przykładem takiej tradycji był m.in. ślub hrabiego Jana Michała Tyszkiewicza z Anną Marią Radziwiłłówną czy hrabiego Artura Tarnowskiego z Różą Zamoyską.

Łączenie mody i patriotyzmu było niezwykle ważne w latach 30. w II RP, co pokazuje, jak bardzo były w to zaangażowane sfery rządowe. Był to trend ogólnoeuropejski, który powstał między innymi w wyniku Wielkiego Kryzysu. Istnieje też inne oblicze mody patriotycznej – jako ważnego czynnika propagandowego w państwach z rządami o charakterze autorytarnym. Moda na ludowość także miała swoją kontynuację w czasach okupacji, ale to już zupełnie inna historia…

 

Joanna Mruk