17–23 lipca 1920
„Wiktoria 1920” to 31-odcinkowy, cotygodniowy cykl, w którym co piątek zostaje przedstawiony kolejny tydzień przełomowego roku 1920. Historia została zapisana wspomnieniami osób, które brały udział w tamtych wydarzeniach – listami, pamiętnikami, notatkami prasowymi, oficjalnymi depeszami. Zebrane źródła oddają głos dowódcom i żołnierzom, robotnicom, urzędniczkom, księżom, artystkom, mieszkańcom miast i wsi. Materiał został przygotowany przez Ośrodek KARTA na zlecenie Biura Programu NIEPODLEGŁA, w ramach obchodów setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości i odbudowy polskiej państwowości. Zapraszamy do lektury kolejnego odcinka z cyklu „Wiktoria 1920”.
⁂
17–23 lipca
17 lipca sowiecki komisarz spraw zagranicznych Gieorgij Cziczerin w nocie do rządu brytyjskiego odrzuca mediację państw zachodnich w rokowaniach z Polską. 19 lipca oddziały sowieckiego Frontu Zachodniego zajmują Grodno; tego dnia, na posiedzeniu Rady Obrony Państwa Roman Dmowski, przywódca Narodowej Demokracji, usiłuje bez skutku odebrać Józefowi Piłsudskiemu rolę głównodowodzącego. Strajk robotników w Gdańsku, Niemczech, Czechosłowacji, Wielkiej Brytanii i Belgii paraliżuje dostawy dla walczącej Polski. 20 lipca premier Władysław Grabski rezygnuje z funkcji premiera. 23 lipca w Smoleńsku zostaje powołany sowiecki rząd dla Polski; w składzie m.in. Julian Marchlewski i Feliks Dzierżyński.
⁂
Mjr Kazimierz Świtalski (szef referatu polityczno-prasowego Naczelnego Wodza) w dzienniku:
[Symonowi] Petlurze Komendant tłumaczył, że vis maior [siła wyższa], jaką jest opinia Europy, przeszła do porządku dziennego nad Ukrainą. […] Ukraińcy sami muszą stwarzać fakty dokonane, które by dowiodły, że Ukraina istnieje. Takim faktem byłoby powstanie, które powinna zrobić Ukraina. Petlura chciał, by rozpocząć kwestię Galicji Wschodniej. Komendant odpowiedział, że tu vis maior jest opinia Polski. Na mobilizację w Galicji Wschodniej nie zgodził się.
Warszawa, 17 lipca 1920
[Kazimierz Świtalski, Diariusz 1919–1935, Warszawa 1992]
Juliusz Zdanowski (ziemianin, polityk związany z Narodową Demokracją) w dzienniku:
Dzisiaj rozlepiają w najlepsze po ulicach swoje odezwy PPS-y. Okrzyk „precz z Grabskim, niech żyje rząd włościańsko-robotniczy” – przypomina mi zupełnie styl i treść owych odezw w wilię lubelskiego przewrotu [w listopadzie 1918]. Na jutro przygotowane zjazdy i wiece, nacisk na rząd i heca na ambasadę angielską. Rządzenie wśród dwóch bardzo ostrych prądów, z których jeden uderza w Naczelnika Państwa, a drugi w szefa rządu, robi się niemożliwością. Nie mając tradycji urzędniczej i urzędników z krwi i kości bezpartyjnych, owszem – obsadzając stanowiska wyższe ludźmi dojrzałymi w innej atmosferze, ma się z konieczności ludzi z zabarwieniem politycznym. Aparat rządowy krzyżuje się wzajemnie w działaniach. […] Wreszcie należałoby dziś wszystkie pisma zamknąć i zostawić tylko dziennik urzędowy. Zakazać partyjnych ogłoszeń, a przede wszystkim zakazać partyjnych biur werbunkowych do wojska. Przecież dziś tworzy się osobne wprost kadry wojskowe.
Warszawa, 17 lipca 1920
Dzień dzisiejszy poświęcony był Armii Ochotniczej. Pochód jej, złożony przeważnie z młodziutkich chłopców, wywoływał okrzyki entuzjazmu. Wozy sprzedające pożyczkę państwową starały się ten entuzjazm w inny znów sposób zdyskontować. Młodzieńcom zdatnym, a cywilnym robiono avanie [znieważano] na ulicach. Podniecenie było ogromne. Kochać można w tej Warszawie ten szczery, szeroki, głęboko sięgający prąd narodowy. Ma się wrażenie, że wśród tych ludzi i przy ich pomocy można wszelkie odśrodkowe dążności stłumić i zdusić.
Warszawa, 18 lipca 1920
[Dziennik Juliusza Zdanowskiego, t. 3: 4 VIII 1919 – 28 III 1921, Szczecin 2014]
Wincenty Witos (działacz chłopski, poseł na Sejm Ustawodawczy):
Po drodze spotkałem trzech żołnierzy, wracających rzekomo spod Kijowa. Zbiedzeni i zmizerowani, bez obuwia i bielizny, z trudem wlekli bose, pokaleczone nogi. […] Pułk ich, po odwrocie spod Kijowa, został w lasach na Wołyniu otoczony przez bolszewików, rozbity i zniszczony. […] Chłopi ukraińscy podpalali lasy i wielu żołnierzy upiekli żywcem. Przerażeni i oszołomieni szli przed siebie na oślep, aż nareszcie na jakiejś stacji wsiedli na pociąg i jechali przez trzy dni, gdyż pociąg szedł niesłychanie powoli, a nieraz stał całymi godzinami. Nikt się ich nigdzie o nic nie pytał, ani ich nie zatrzymywał. Myśleli, że armia polska przestała już zupełnie istnieć […].
Rozpocząłem natychmiast swoją robotę po wsiach. Ludzi po poostu nie mogłem poznać, wszędzie panika i niedowierzanie. Chłopi spodziewali się wtargnięcia bolszewików na pewno, byli zmęczeni i zniechęceni do wszystkiego. […] Zdarzało się nawet na moich zgromadzeniach, że chłopi występowali przeciw służbie wojskowej i płaceniu podatków. Narzekali głośno na nędzę, zdzierstwo panów, księży i Żydów. Nieraz na zgromadzeniach słyszałem okrzyki: „Niech do wojska idą panowie i Żydzi, my nie mamy czego bronić!”. Czasem miałem wrażenie, że te hasła były wyuczone, choć nierzadko dyktowała je gorycz. Skąd one pochodziły, nie wiedziałem, ale wiedziałem, że robiły bardzo duże i nieprzyjemne wrażenie.
Wierzchosławice, 18 lipca 1920
[Wincenty Witos, Moje wspomnienia, Paryż 1964]
Płk Józef Jaklicz (dowódca 25 Pułku Piechoty WP):
Zgnębiony jestem wiadomościami, jakoby Rada Obrony Państwa przyjęła warunki Lloyda George’a, których podstawą jest linia Zbrucza i Bugu. Jeśli to prawda, to chyba przyjdzie sobie w łeb strzelić. Na to człowiek wojuje lat tyle, karku ochotnie nadstawia, bije się w Białej Rusi, Litwie, Wschodniej Galicji, aby w rezultacie wszystko to oddać. Myśląc o tym, zdaje mi się, że oszaleję albo rozniecę rokosz w wojsku i będę się bił do upadłego.
Rafajłówka (Ukraina), 18 lipca 1920
[Rok 1920. Wojna polsko-radziecka we wspomnieniach i innych dokumentach, Warszawa 1990]
Z informacji w „Rzeczpospolitej”:
Jeden z najpiękniejszych dni przeżyła wczoraj Warszawa, mimo coraz to silniejsze groźby Sowietów, mimo przyrzeczeń [sowieckiego dyplomaty Leonida] Krasina w Londynie, że wojna Polski z Sowietami skończy się po zajęciu Warszawy. Stolica Polski przekonała wczoraj małodusznych i wrogów, że w chwilach niebezpieczeństw umie powstać, w karnych się skupić szeregach i być gotową do odparcia najkrwawszych wrażych zamierzeń. […] O świtaniu już o szyby okien śpiącego jeszcze miasta uderzał takt rytmiczny stąpań ochotniczych oddziałów, gotujących się do rewii przez wodza i organizatora ich gen. [Józefa] Hallera. […]
Dwie godziny szli zwartymi szeregami ochotnicy, zdało się, że nie ma im końca, że oto cały naród sformował się w kolumny i przez stolicę Rzeczpospolitej przeciąga na uprzytomnienie wszystkim żywym, że dla mocy ducha polskiego nie ma granic i końca. Uczniowie, studenci, robotnicy, włościanie przeciągają przed oczyma swego wodza, niosąc w oczach, w całej swej postawie przysięgę walki do zwycięstwa. Przechodzi oddział kosynierów. […] Dzień wczorajszy był […] ukrzepieniem tej wiary, że Polska nie tylko nie zginęła, ale że każda chętna wraża myśl znajdzie odpowiedź w niezłomnej mocy polskiego ducha. Stolica Polski ślubowała wczoraj zwycięstwo.
Warszawa, 19 lipca 1920
[Wczorajsze święto Armii Ochotniczej, „Rzeczpospolita” nr 35/1920]
Mjr Ignacy Boerner (szef Oddziału II Sztabu 3 Armii WP) w raporcie do Naczelnego Wodza:
19 lipca wkroczyli bolszewicy do Grodna. […] Czerezwyczajka przez cały czas funkcjonowała bardzo energicznie. Liczba osób rozstrzelanych dotychczas nie została potwierdzona, ludność twierdzi, że 200–300 osób rozstrzelali – to jest plon czerezwyczajki. […] Ambulatorium Polskiego Czerwonego Krzyża funkcjonowało do ostatniej chwili. Pracowały w nim dwie siostry miłosierdzia […]. Obydwie zostały w haniebny sposób zgwałcone (znęcało się po kilku Kozaków). Majątek ambulatorium został rozgrabiony.
[Stefan Kamiński, Lata walk i zamętu na Ukrainie (1917–1921), Warszawa 1928]
Józef Piłsudski na posiedzeniu Rady Obrony Państwa:
Zwracam się do panów jeszcze, żebyście weszli w położenie człowieka, który postawiony został na czele nowo powstającej Polski, w którego rękach jest urząd naczelnika państwa i naczelnego wodza. Zgodzicie się sami – co to za państwo, gdzie […] stale i systematycznie stoję w ogniu oskarżeń. Mnie bierze obrzydzenie do państwa, które ma takiego przedstawiciela, który swoją osobą zadrażnia stosunki. […] Musi być jakaś przyczyna, że nasze wojska teraz ciągle przegrywają. […] Przecież ci sami ludzie, którzy prowadzili do zwycięstw, dziś przegrywają.
Jest jedno słowo Napoleona, które laikom wydaje się śmieszne: trzy czwarte powodzenia to jest moralność, a jedna czwarta technika. I kiedy ludzie, którzy zwyciężali, teraz się załamują, to im brak tej morali, ale ją wojsko musi wziąć z kraju. […] Wobec braku morali, wobec zawiedzenia nadziei, że interwencja Ententy będzie prędka, zróbcie nareszcie, [by stronnictwa] powiedziały sobie – bronimy państwa, zróbcie ten rząd, porwijcie ludzi, poruszcie masy. Żeby żołnierz widział, że w tym kraju jest jakaś chęć obrony […]. Wy wszyscy stoicie nad przepaścią, wy jutro wyrzynać się będziecie; czy wobec tego nie możecie wyrzec się pewnych rzeczy? Czy wobec tego armia może być zdrowa: kiedy przyszły chwile próby, wyście nie wytrzymali. Proszę panów, zastanówcie się, jeżeli ja mam czynić niezgodę, to usuńcie mnie, weźcie kogo innego, może się pogodzicie na chwilę, ale zbudźcie [się], […] bo inaczej jest tylko łatanie, na które ja idę, bo to jest mój psi obowiązek.
Warszawa, Belweder, 19 lipca 1920
[Rok 1920. Wojna polsko-radziecka we wspomnieniach i innych dokumentach, Warszawa 1990]
Por. Kobyliński (34 Pułk Piechoty WP):
Przybył kurier i zamiast rozkazów do natarcia przywiózł zawiadomienie dowódcy brygady, że wysyła do nas pięć czołgów. Na tę wieść zapanowało wielkie poruszenie – nowa broń, o której tylko z opowiadań i opisów wiedzieliśmy, ma nam za chwilę przyjść na pomoc. […]
Zrobiły na nas silne wrażenie; poważny chód, szybkość piechura, łagodne poruszenia się bez szczęku i hałasu – nadają tej broni groźną powagę i wzbudzają zaufanie. Nad jednym czołgiem powiewa maleńka chorągiewka – to czołg dowódcy. Chorągiewka chyli się to w lewo, to w prawo. Wydaje w ten sposób rozkazy swym podkomendnym czołgom. Uzbrojone były trzy w działka 37 mm, dwa w kaemy. Z broni swej uczyniły natychmiastowy użytek, strzelając do widocznych już grupek przeciwnika. Przybycie czołgów dało hasło do natarcia. […] Wielu żołnierzy idąc w linii z dala od czołgów, a chcąc się im z bliska przypatrzeć, podsuwało się bliżej i powoli przy każdym czołgu potworzyły się grupki żołnierzy maszerujących za i z boku czołgów, jak gdyby im towarzyszyli i korzystali z ich osłony.
Olszanka k. Grodna, 21 lipca 1920
[34 pp. Atak na Olszankę i forty Grodna dnia 21 lipca 1920 r., oprac. por. Kobylińskiego, CAW, I.400.562]
Witowt Putna (dowódca bolszewickiej 27 Dywizji Strzeleckiej):
Stan wojska (już pojawiły się oznaki silnego wyczerpania), a szczególnie stan zaplecza, zaczął mnie niepokoić. Dywizje poruszały się cały czas w szybkim tempie i przeszedłszy od Berezyny daleko w głąb terytorium przeciwnika – nie mogły dostatecznie zabezpieczyć tyłów. […] Wyraźnie odczuwalna w rejonie mińskim sympatia społeczeństwa dla czerwonych, bliżej Bugu zaczęła blednąć. Niemały w tym udział miał fakt, że oderwani od baz, nie mając transportu kolejowego dla armii, wykorzystywaliśmy niezliczoną liczbę chłopskich podwód. Według chłopa, przepowiadane przez nas oswobodzenie od ucisku panów – słuszna sprawa, ale na razie – oparta na domysłach, a on jest zmuszony tygodniami włóczyć się z podwodą, kiedy na polach stoi przejrzałe zboże.
[Witowt Putna, K Wisle i obratno, Moskwa 1927, tłum. Agnieszka Knyt]
Zofia Romanowiczówna (mieszkanka Lwowa) w dzienniku:
Dzikie hordy zbliżają się do nas. Nasze dzielne, nasze nadzwyczajne młode wojsko dotąd odpiera ich, broniąc ze wszystkich sił – ale na jak długo jeszcze tych sił wystarczy, gdy tam taka szalona przewaga liczebna? Tu ostre pogotowie, a od wczoraj nowy popłoch. […] A nie tylko dla nas tutaj to takie groźne, takie straszliwe – przecież ta nawała dzikich bestii nieodparta rozlałaby się na zachód.
Lwów, 21 lipca 1920
[Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005]
Ks. Michał Woźniak (proboszcz parafii Chojnata):
Na froncie bardzo źle. Oddano już Wilno, Mińsk, Słuck, Husiatyn. Uchodźcy emigrują w Poznańskie i na Pomorze. Podobno już Grodno zajęte. W kraju obudził się niebywały patriotyzm, ale tylko wśród inteligencji, bo chłopi obojętnie te wieści przyjmują, nie rozumiejąc grozy położenia. […]
W parafii chłopcy szkolni chętnie idą do wojska. Starsze roczniki z wielką obawą czekają chwili powołania przymusowego, bo już listy ich na gwałt formują. Obywatelstwo opodatkowało się dobrowolnie na rzecz armii i ma dać 5 procent swoich koni do wojska. Chłopi nie, z małymi wyjątkami.
Chojnata (Łódzkie), 22 lipca 1920
[Ks. Michał Woźniak, Kronika parafii Chojnata 1911–1920, Warszawa 1995]
⁂
Każdy może skorzystać z przygotowanych materiałów, także dokonać ich przedruku, pod warunkiem oznaczenia ich poniższym zapisem:
Projekt „Wiktoria 1920” został przygotowany przez Ośrodek KARTA na zlecenie Biura Programu NIEPODLEGŁA, w ramach obchodów setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości i odbudowy polskiej państwowości.
Materiały za: www.niepodlegla.gov.pl.
Prawa autorskie: Biuro Programu „Niepodległa”.
⁂
Prezentowane materiały mają na celu ukazanie wielogłosowej narracji. Zestawiono wypowiedzi przedstawiające perspektywy autorów różniących się światopoglądami, zawodami czy miejscami zamieszkania, wychodząc z założenia, że różnorodność świadectw pozwoli lepiej zrozumieć wydarzenia sprzed stu lat. Przytaczane fragmenty przedstawiają opinie ich autorów, jako źródła historyczne podlegają analizie i nie są tożsame ze stanowiskiem Biura Programu „Niepodległa”.