Kobieta nowoczesna, czyli moda w II RP
Dwudziestolecie międzywojenne to okres barwny i dynamiczny, czas wielu przemian, dokonujących się na przestrzeni zaledwie nieco ponad dwóch dekad. Spróbujmy przyjrzeć się jednemu z aspektów najbarwniej odzwierciedlających życie codzienne kobiet – modzie. To nie tylko historia zmieniających się rękawów, spódnic i kapeluszy, ale i niesamowita opowieść o kobiecych sposobach na odnalezienie się we wciąż zmieniającej oblicze rzeczywistości.
* * *
Lata bezpośrednio po odzyskaniu niepodległości cechowały naturalne w takim momencie próby ustanowienia nowego ładu społecznego i prawnego, które w wypadku Polski utrudniała dodatkowa spuścizna ponad 120 lat zaborów. Ta swego rodzaju przejściowość objawiała się także w modzie kobiecej. Można śmiało powiedzieć, że cała druga dekada XX wieku, ze względu na schyłek pewnej formacji oraz nadejście I wojny światowej, w kwestiach ubioru cechowała się poszukiwaniem nowych form wyrazu, które pozwoliłyby dopasować damski strój do zmienionych funkcji. Cofnijmy się zatem na moment o kilka lat od roku 1918, wyjściowego dla tego artykułu, by lepiej zrozumieć genezę mody końca lat 10.
Preludium: lata 1910–1918
Przed Wielką Wojną stroje pań zanurzone były jeszcze w estetyce i obyczajowości XIX-wiecznej. Długie do ziemi suknie, zwężające się ku dołowi, a tym samym krępujące ruchy, często bogato zdobione i złożone w kroju, pasowały bardziej do życia salonowego niż do aktywności zawodowej i społecznej. Oznacza to, po pierwsze, że moda ta powstawała z myślą o określonych paniach, należących do arystokracji i mieszczaństwa, po drugie zaś – że nie spełniała wymogów, jakie na kobiety nałożył wybuch wojny światowej. Był to czas wzmożonej aktywności płci pięknej, która zastępowała panów w wielu dziedzinach życia, np. pracując w fabrykach uzbrojenia. Kobiety podejmowały też wiele dodatkowych działań, mających na celu wspieranie wysiłku wojennego. Dlatego strój musiał ulec radykalnej zmianie – spódnica została skrócona do wysokości kostek i poszerzona, często uzupełniała ją sięgająca bioder marynarka. W kontraście do przedwojennej mody na Bliski Wschód i delikatne, zwiewne, lejące się tkaniny, projektanci wybierali cięższe, ale bardziej praktyczne materiały, w kolorystyce nierzadko inspirując się umundurowaniem.
Modę z tamtego okresu, dość dobrze odtworzoną, możemy podpatrzeć np. w popularnym ostatnio brytyjskim serialu „Downtown Abbey”. W Polsce kilka lat temu pojawiła się brytyjsko-polska koprodukcja „Dzwony wojny” opowiadająca o okresie I wojny światowej.
Lata 1918–1921
Z takiego właśnie stroju wyewoluował ubiór kobiet w okresie tuż powojennym, a zatem zaraz po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Typowa sylwetka charakteryzowała się nieokreśloną długością – spódnica kończyła się gdzieś pomiędzy połową łydki a kostką, a także podniesioną, ale dość luźno zaznaczoną talią (z biegiem lat opadającą na biodra) oraz zwężaniem stroju ku dołowi (stąd używane czasem określenie „beczka”). Było to nawiązanie do mody sprzed rozpoczęcia wojny, choć oczywiście tylko w zakresie ogólnego kształtu. Odczytywać to można jako naturalną chęć powrotu do czasów pokoju, ale w formie przetworzonej przez okoliczności – strój musiał pozostać funkcjonalny, wygodniejszy, mniej okazały. Była to zapowiedź nowych czasów, w których kobieta miała poszukiwać tożsamości w stroju w sposób bardzo zdecydowany. Drobnym, ale znaczącym zwiastunem nowych trendów w ubiorze były zgeometryzowane elementy stroju, np. chętnie stosowane prostokątne dekolty – w kolejnej dekadzie styl art déco zupełnie zdominuje estetykę mody kobiecej.
Mniej więcej do roku 1921 stroje pozostawały w dużej mierze nieokreślone. Trudno opisywać ten czas, ponieważ trwał zaledwie kilka lat. Na zdjęciach ubiór kobiet nierzadko odbiega od tego, co można zobaczyć na kartach żurnali – sukienki często były przerabiane, wykorzystywano starą garderobę, nie każda pani chciała i mogła nadążać za tak szybko zmieniającymi się trendami. Podobnie wyglądała sytuacja w przypadku kapeluszy, które przybierały wiele różnorakich form, od inspirowanych stylem męskim, przez naciągnięte głęboko na głowę formy przypominające czepce lub rozszerzające się ku górze cylindry, po kapelusze z głębokimi główkami i szerokim, opadającym po bokach ku dołowi rondzie. Te ostatnie podobno inspirowane były nakryciami głowy sióstr miłosierdzia. Podobna tendencja obowiązywała we fryzurach – włosy upinano zwykle z tyłu głowy, na karku. Na zachodzie zaczęły pojawiać się krótkie fryzury, chociaż w Polsce na takie innowacje przyszło poczekać jeszcze kilka lat.
Lata 20.
Mniej więcej około roku 1921 talia w strojach kobiecych ostatecznie ulokowała się w okolicach bioder, a sukienki przybierały nieokreślone, workowate kształty. Był to zwiastun nowej dekady, w której kobieta zamiast podkreślać swoje naturalne walory, maskowała je na wszelkie możliwe sposoby, chcąc upodobnić się do mężczyzn i w ten sposób manifestując tak ważne zmiany obyczajowe.
Ostatecznie sylwetka tzw. „chłopczycy” na dobre ukształtowała się ok. roku 1923. Nowy strój dziś wydaje nam się ciekawy i oryginalny, ale niemal 100 lat temu budził też spore kontrowersje, szczególnie, gdy zestawić go np. z obowiązującymi ledwie paręnaście lat wcześniej strojami secesyjnymi. Sukienka chłopczycy miała maskować kobiecość – stąd talia obniżona na biodra, luźny krój, zbliżony do dwóch zszytych ze sobą prostokątów. Obniżenie talii zaznaczano na różne sposoby – poprzez paski albo zmianę struktury lub koloru tkaniny od linii bioder, np. przez wykorzystanie plis. Spódnica sięgała ledwie za kolano, po raz pierwszy w historii nowożytnej tak bardzo odsłaniając nogi. Dekolty, wycinane w kształty geometryczne, również często optycznie obniżano, poprzez zabiegi w kroju lub noszenie długiej biżuterii. Dawało to efekt, jakby dwie równoległe linie, biustu i talii, zostały równomiernie obniżone. Całość uzupełniał charakterystyczny kapelusz-hełm, z maksymalnie głęboką główką i malutkim rondem. Komponowała się z nim modna, krótka fryzura – znak rozpoznawczy lat 20. Co ciekawe, autorem cięcia na chłopczycę był paryski fryzjer polskiego pochodzenia Antoine Cierplikowski. Trzeba przyznać, że moda na krótkie włosy zawładnęła kobiecymi sercami również w naszym kraju. Na zdjęciach z lat 20. oraz z lat 30. jest to uczesanie dominujące. Mogły to być włosy proste lub pofalowane. W latach 20. modna była ciemna oprawa twarzy i bardzo mocny makijaż oczu – inspirowany charakteryzacją aktorek w filmach niemych. Zresztą jedna z nich, Barbara Chałupiec, znana jako Pola Negri, robiła w tamtym czasie oszałamiającą karierę za Wielką Wodą. Trzeba jednak pamiętać, że mocnego makijażu nie stosowano raczej do ubiorów codziennych – przed II wojną światową wciąż jeszcze przykładano wagę do dopasowania stroju względem pory dnia i okazji.
Mimo znacznej liberalizacji mody, w dalszym ciągu nie było mowy o noszeniu na co dzień spodni. Z pomocą przychodził znany już wcześniej, funkcjonalny kostium – idea zaczerpnięta z krawiectwa męskiego. W tamtym czasie ogromną orędowniczką tego typu ubrania była Coco Chanel. Kostium w latach 20. składał się rzecz jasna z trzech części (spódnicy, bluzki i „góry”, to jest marynarki lub sweterka), zachowywał jednak wygląd charakterystyczny dla tej dekady – góra była luźna, sięgała poniżej bioder, bluzkę zwykle noszona na spódnicy.
Dominujący w zakresie estetyki był wpływ stylu art déco. To bardzo różnorodny nurt, z jednej strony czerpiący wiele z orientalizmu, egzotyki, a nawet, w przypadku Polski, z ludowości, z drugiej, szczególnie od połowy lat 20. – zafascynowany uproszczoną, geometryczną formą, wyraźnymi kształtami, ruchem, dynamiką, rozwojem techniki. W modzie kobiecej wpływ art déco zaznaczał się przede wszystkim w sprowadzeniu poszczególnych elementów stroju do figur geometrycznych, w jego stosunkowo prostej w kroju formie, a także wyrazistych, kontrastowych kolorach i deseniach.
Nowoczesny strój korespondował nie tylko z wizerunkiem nowej kobiety, ale także z trendami w sztuce (np. kubizm) czy literaturze (np. futuryzm, awangarda). Był na tyle oryginalny, że całkowicie odcinał nową erę w historii ludzkości od dawnego, przedwersalskiego porządku.
Lata 20. to okres, w którym popularnością cieszyły się gwiazdy kina niemego, takie jak np. Jadwiga Smosarska – zupełnie inna od Poli Negri, a jednak przez polską publiczność entuzjastycznie przyjęta dzięki delikatnej, słowiańskiej urodzie.
Początek lat 30.
Historia kobiecej mody często przypomina bieg po sinusoidzie czy, inaczej mówiąc, lawirowanie pomiędzy wzajemnie spychającymi się skrajnościami. Dlatego po dekadzie deformacji sylwetki nastąpił powrót do podkreślania jej anatomicznych kształtów. Mówiąc bardziej poetycko, kobiety zapragnęły znowu poczuć się kobieco.
Pierwsze przemiany zaczęły pojawiać się pod sam koniec lat 20. Długość sukni stopniowo ulegała wydłużeniu i rozszerzeniu ku dołowi – charakterystyczne były szyte z klinów spódnice przypominające odwrócony kielich kwiatu. Talia coraz częściej wracała na właściwe miejsce, ale na początku lat 30. wciąż jeszcze chętnie zaznaczano linię bioder, np. przeszyciem lub ozdobnym szwem. Zaczęto wracać do falban czy luźniejszych rękawów, uwolniona została także głowa, stopniowo odsłaniana przez zmienione w formie kapelusze, które z początku wyglądały jakby w modnym wcześniej hełmie wycięto jego fragment. Powróciły kwiatowe desenie i mniej kontrastujące zestawienia kolorystyczne.
Lata 30.
Właściwa sylwetka tej dekady wykształciła się mniej więcej w roku 1932 i przetrwała do lat 1937–1938. Zgodnie z kierunkiem przemian, długość sukni ustabilizowała się na poziomie połowy łydki, a talia powróciła na „właściwe miejsce” i była dodatkowo podkreślona przez poszerzenie ramion. W modzie były bufy, szerokie czy motylkowe rękawy. Jak w latach 20. strój cechowała maksymalna prostota kroju, tak w kolejnej dekadzie przybierał on formy bardziej skomplikowane, z falbanami, marszczeniami czy tak charakterystycznym cięciem ze skosu, które powodowało specyficzny sposób układania się spódnicy (jednocześnie pochłaniając duże ilości tkaniny).
Nieodłącznym elementem stroju były dodatki – kapelusz, rękawiczki, torebka oraz pończochy, które w mieście należało nosić nawet w największe upały (na wakacjach można było sobie pozwolić na białe skarpetki do sandałków). Nakrycia głowy stały w zdecydowanej kontrze do poprzedniej dekady – główka stała się płytka, odsłaniając włosy, natomiast rondo uległo poszerzeniu, tworząc efektowne tło dla kobiecej twarzy. Jednak kapelusz w latach 30. nie miał jednolitej formy – pojawiały się też małe toczki albo kapelusze przypominające spodki – z bardzo płytką, ściętą główką oraz idealnie płaskim rondem, które sprawiały wrażenie przyklejonych do kobiecej głowy – w praktyce mocowano je poprzez wiązanie z tyłu głowy albo szpilkami do kapeluszy. Fryzury pozostały krótkie, ale do lamusa odeszły włosy ciemne i proste, ciężko okalające twarz. Najmodniejszym kolorem stał się platynowy blond, a w uczesaniu prym wiodły fale. Stąd popularność trwałej ondulacji (w tamtych czasach grożącej przypaleniem włosów lub poparzeniem skóry) albo różnego rodzaju domowych lokówek, w postaci metalowym rurek, które rozgrzane nad ogniem pomagały formować fryzurę zwykle ze szkodą dla włosa. Najelegantsze były fale wyciskane, tj. specjalnie formowane palcami i grzebieniem. To bardzo skomplikowana metoda, do dziś podobno pojawia się na egzaminach fryzjerskich. Aby osiągnąć zamierzony efekt, usztywnione (np. brylantyną) włosy zaczesuje się włosy raz w jedną, raz w drugą stronę, palcami nadając im pożądany kształt. Lżejszy i bardziej kobiecy wizerunek uzupełniał makijaż, w tej dekadzie delikatniejszy, rozświetlający twarz. Używano pastelowych kolorów cieni do powiek, a brwi przybierały kształt dwóch cienkich łuków – niektóre panie, aby uzyskać wymarzony kształt, musiały dorysowywać je po uprzednim usunięciu własnych.
Ogólny wizerunek kobiety lat 30. był bardzo ciekawy i złożony. Z jednej strony miał miejsce dość gwałtowny powrót do tradycyjnie rozumianej kobiecości, przejawiający się m.in. „romantycznymi” inspiracjami w stroju oraz modą na kwieciste desenie i używanie sztucznych kwiatów w postaci broszek czy zdobienia kapeluszy. Z drugiej jednak strony, kobietę otaczał nimb tajemnicy, szczególnie widoczny w modzie wieczorowej (o której więcej będzie można przeczytać w kolejnym artykule). Ta pozorna dziewczęcość szła bowiem w parze ze świadomością swoich atutów i pewnością siebie, odziedziczoną po chłopczycy. Całość obrazu uzupełnia trzecia „twarz” – w modzie było życie aktywne, sport, ruch. Zresztą fascynacja ruchem, dynamiką i nowoczesnością była charakterystyczna dla późnego art déco, które w dalszym ciągu odbijało pewne piętno na modzie oraz ogólnej estetyce epoki. Trzeba też pamiętać o uwarunkowaniach ekonomicznych tamtych lat – kryzys z końca lat 20. najbardziej odbił się na gospodarce USA, jednak był odczuwalny również w Europie. Ze względów gospodarczych, jak i politycznych, Polki zachęcano więc do nabywania ubrań produkcji krajowej (o czym więcej już niedługo). Bardzo promowano także rękodzieło – żurnale z tego okresu pełne są wzorów haftów czy robótek na drutach lub szydełku. Elementy garderoby wytwarzane w ten sposób były modne i powszechnie stosowane. Nie brakło też pomysłów na własnoręcznie wykonywane torebki czy kapelusze.
Koniec lat 30.
W ostatnich latach II Rzeczypospolitej sylwetka typowa dla lat 30. uległa modyfikacji i zyskała kształt charakterystyczny dla lat 40. Spódnica uległa skróceniu, sięgając ponownie tuż za kolano – tym razem jednak preferowane były fasony rozszerzające się ku dołowi, co w połączeniu z modą na podkreśloną talię i szerokie ramiona dawało efekt dwóch połączonych ze sobą trójkątów. W dalszych latach wiele modyfikacji w dodatkach związanych było z mającą nadejść wojną i ciężkimi warunkami materialnymi, które siłą rzeczy rzutowały na wygląd kobiecego stroju. Natomiast już przed wojną widać było wyraźnie zmiany. Sylwetka lat 30. była smukła i dość długa, a mocno podkreślone ramiona kontrastowały ze stosunkowo dopasowanym dołem stroju. Pod koniec lat 30. proporcje te uległy wyrównaniu.
Zmiany nastąpiły także we fryzurach i nakryciach głowy. Powróciły włosy dłuższe, jednak jeśli rozpuszczone, to sięgające maksymalnie ramion i zwykle udrapowane w loki lub fale. Stopniowo zaczęto upinać fryzury nad czołem, zanikały też kapelusze o płaskiej główce i szerokim rondzie na rzecz nakryć głowy z wysoką główką, podnoszących optycznie czoło.
W latach 30. dzięki udźwiękowieniu produkcji filmowych kino ugruntowało swoją pozycję w kulturze i sztuce, a gwiazdy z Hollywood oraz innych wytwórni filmowych stały się rozpoznawalne i jeszcze chętniej naśladowane. Do najważniejszych ikon należą Marlena Dietrich, Greta Garbo, Joan Crawford, w Polsce zaś dalej popularna była Jadwiga Smosarska, ale pojawiły się też nazwiska takie jak Elżbieta Barszczewska (znana również po wojnie), Tola Mankiewiczówna, Helena Grossówna czy Loda Halama.
Kilka refleksji końcowych
Dynamiczne zmiany w warunkach zewnętrznych sprawiły, że także moda kobieca, idealne ich zwierciadło, ulegała dość szybkim modyfikacjom. Trzeba przy tym pamiętać, że statystyczna Polka przed wojną miała w szafie o wiele mniej ubrań niż jej współczesna odpowiedniczka. Wiązało się to z kilkoma czynnikami. Konfekcja damska była dostępna w powszechnej sprzedaży, np. u Braci Jabłkowskich czy w Domu Mody Herse, któremu z bliska możemy się przyjrzeć w komedii Jego ekscelencja subiekt z Adolfem Dymszą w tytułowej roli. Cena ubrań były jednak dość wygórowane – stosowano już sztuczne tkaniny, ale wciąż koszty ich produkcji przewyższały dużo ceny syntetyków, które zalały przemysł w drugiej połowie stulecia. W dalszym ciągu wiele kobiet korzystało z usług krawcowych. Ubrania były generalnie lepszej jakości, większą wagę niż obecnie przykładano do tkanin, z których je wykonywano. W poradnikach z okresu dwudziestolecia międzywojennego można odnaleźć opisy przykładowej kobiecej garderoby: składała się ona zwykle z kilku elementów, takich jak sukienka codzienna i elegancka, kostium, dwie spódnice i bluzki. Zachęcano, by dobierać je wszystkie w jednym wariancie kolorystycznym, aby móc z kilku elementów komponować wiele stylizacji, urozmaicanych jeszcze różnymi dodatkami. W prasie można było np. spotkać rady dotyczące stroju wieczorowego – zalecano mniej zasobnym damom, które stać tylko na jedną sukienkę, wybór koloru czarnego, bowiem jeśli w czerwonej sukni przyjdzie się trzy razy pod rząd na różne bale czy rauty, z pewnością nie ujdzie to uwagi, natomiast czerń miała mniej rzucać się w oczy.
Inaczej wyglądała także konserwacja i czyszczenie ubioru. Nie było jeszcze mowy o automatycznych pralkach; pranie robiło się zwykle w domach raz na jakiś czas i było to spore przedsięwzięcie. W dodatku często nie prano ubrań tak jak obecnie, mocząc je w całości z użyciem detergentu, ale ze względu na delikatność tkaniny czy barwników czasami stosowano tylko czyszczenie. To sprawiało, że konieczne było używanie wymiennych elementów, takich jak kołnierzyki czy mankiety, które były najbardziej narażone na zabrudzenia. Panie nosiły też halki i koszulki. W ten sposób zachowywano higienę osobistą pomimo rzadszego prania głównych, zewnętrznych części garderoby.
Wyżej opisane zależności wynikały w dużej mierze z faktu, że moda wreszcie faktycznie trafiła „pod strzechy”. Projekty prezentowane w prasie nie odzwierciedlały tylko i wyłącznie mody wyższych, bogatszych warstw, ale pokazywały stroje ogółu społeczeństwa (jedynie na obszarach wiejskich, wśród ludności chłopskiej, wyglądało to nieco inaczej). Ta swoista demokratyzacja mody skutkowała zwalczaną przez prasę kobiecą nieumiejętnością dobrania stroju do okazji. Nie wszystkie kobiety w naturalny sposób wyczuwały, co, gdzie i kiedy jest stosowne – a, jak pisałam wcześniej, wciąż przykładano do tych spraw dużą wagę. Inną piętnowaną kwestią był np. zakup sztucznej biżuterii, która zaczynała podbijać rynek, ale wciąż miała status pośledniejszej i niegustownej. Należy więc pamiętać, że wyobrażenie o absolutnym egalitaryzmie w modzie byłoby mimo wszystko błędne. Tak jak obecnie, większe możliwości finansowe idą zwykle w parze z zakupem strojów droższych, lepszej jakości oraz w większej liczbie. Suknie aktorek czy arystokratek różniły się więc od garderoby pań o mniej zasobnym portfelu, ale różnica polegała na zastosowaniu lepszych tkanin, wyborze kosztowniejszego krawca, czasami bardziej fantazyjnych krojów – sama forma ubioru pozostawała jednak taka sama.
* * *
Na koniec, w formie małego podsumowania, spróbujmy zadać sobie pytanie: czy możemy w kilku słowach opisać, jak wyglądała typowa Polka w dwudziestoleciu międzywojennym? Rzecz jasna z punktu widzenia dokładnej charakterystyki stroju nie jest to możliwe – moda zmieniała się dynamicznie i na dwie dekady przypadło praktycznie pięć typów sylwetki. Możemy jednak pokusić się o pewne uwagi natury ogólnej. Przede wszystkim, codzienny strój kobiet przed II wojną światową cechował funkcjonalizm, podporządkowanie wymogom nowoczesnej, aktywnej kobiety, przy jednoczesnej elegancji, przejawiającej się np. w obowiązkowym i powszechnym noszeniu dodatków takich jak kapelusz, rękawiczki, torebka czy pończochy. Jednocześnie ważny był umiar i dobry smak – generalnie estetyka stroju kobiecego w tamtych latach opierała się odchodzeniu od form karykaturalnych w kierunku bardziej naturalnych, wygodnych. Błędem byłoby jednak stwierdzenie, że wygoda była czynnikiem dominującym – zakładanie strojów sportowych w sytuacjach dnia codziennego i przedkładanie komfortu nad wygląd zewnętrzny to cechy mody, które miały nadejść dopiero wiele lat po II wojnie światowej. Kobieta w dwudziestoleciu międzywojennym balansowała pomiędzy nowoczesnością i wygodą a elegancją i kobiecością – i zwykle udawało jej się tę równowagę utrzymać.
Ewa Łukasik