Sto lat praw wyborczych Polek
28 listopada 1918 roku Józef Piłsudski podpisał Dekret Naczelnika Państwa o ordynacji wyborczej. Stało się – prawa wyborcze dla wszystkich.
Od dekad prawa wyborcze – obok dostępu do edukacji – pozostawały na szczycie listy postulatów wysuwanych przez polskie emancypantki. Polki wiedziały, że dopiero na tej podstawie można budować równe społeczeństwo. Wykształcenie dawało kobietom zawód, niezależność finansową, szansę na rozwijanie talentów i pasji. Możliwość głosowania i kandydowania w wyborach – realny wpływ na prawo i politykę, a dzięki temu współtworzenie państwa.
Walczymy o wolną Polkę – i Polskę!
Ruch emancypacyjny na ziemiach polskich rozwijał się od połowy XIX wieku, ale na sile przybrał na początku kolejnego stulecia. W tym czasie kobiety domagały się równouprawnienia niemal na całym świecie. Sytuacja Polek była jednak specyficzna, ponieważ ich ojczyzny od lat nie było na mapie. Brytyjskie czy amerykańskie sufrażystki wywierały presję na rząd, domagając się równych praw. Polskie aktywistki były rozproszone w trzech zaborach. W każdym panowało inne ustawodawstwo, mniejsza lub większa swoboda polityczna i różne strategie walki, ale też współpracy z zaborcą.
Dodatkowo Polki musiały zmagać się z zarzutami, że to pora na tylko jedną bitwę: o niepodległość. W 1930 roku Cecylia Walewska – nazywana kronikarką ruchu kobiecego – pisała z żalem we wstępie do opracowania W walce o równe prawa. Nasze bojownice:
Najgłośniejsze hasła walki o równouprawnienie kobiet przypadły w okresie ciężkiej niewoli, kiedy najsrożej jęczała Polska pod uciskiem władz zaborczych. Żądać wówczas praw dla połowy obywateli, kiedy nie miało ich całe społeczeństwo – czyż nie paradoks? – I gorzej niż paradoks – czy nie trwonienie sił nadaremne? – Nie strata czasu i prężności czynu? Padały wyroki potępienia na »polskie sufrażystki«.
Tymczasem „bojownice” sprawnie łączyły postulaty feministyczne z działaniami niepodległościowymi. W końcu w obu przypadkach chodziło o wolność, sprawiedliwość i równouprawnienie – dla wszystkich Polaków pozbawionych ojczyzny oraz dla kobiet pozbawionych równych praw. Poza tym dyskusja o rolach społecznych, prawach politycznych i koniecznych zmianach była elementem przygotowań do przyszłej niepodległości – projektowaniem jak najlepszej, nowoczesnej, demokratycznej ojczyzny.
Polskie feministki nie tylko nie zapominały więc o działalności niepodległościowej, lecz aktywnie ją podejmowały – zarówno pod zaborami, jak i podczas I wojny światowej oraz w trudnym okresie formowania nowego państwa. Niekiedy kobiety właśnie poprzez swoje patriotyczne zaangażowanie wymuszały w pewnych obszarach równe traktowanie – chciały pracować na rzecz Niepodległej na takich samych zasadach, jak ich koledzy. Widać to szczególnie na przykładzie Polek wchodzących na tradycyjnie męskie terytorium związane z walką: konspiratorek z Organizacji Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej czy kurierek i żołnierek walczących w męskim przebraniu w Legionach Polskich.
Policzmy się!
Początek XX wieku to czas formowania się ruchu kobiecego na ziemiach polskich. Działaczki tworzyły komitety, stowarzyszenia i związki, wydawały własne czasopisma i broszury, coraz głośniej mówiąc o swoich prawach. W 1909 roku w Krakowie ukazała się broszura Kazimiery Bujwidowej zatytułowana przewrotnym pytaniem Czy kobieta powinna mieć te same prawa co mężczyzna?
W 1907 roku Paulina Kuczalska-Reinschmit założyła Związek Równouprawnienia Kobiet i zaczęła w Warszawie wydawać czasopismo feministyczne „Ster”. W pierwszym numerze zamieszczono odezwę, w której wyraźnie podkreślono, że prawo wyborcze to priorytet w emancypacyjnej walce:
Kobiety Polskie. […] Prawo, które na zasadzie różnicy płci nie wzywa kobiet do urn wyborczych, nie jest powszechnym, bo przysługuje tylko mniejszości liczebnej, jaką stanowią mężczyźni. […] Zbierajmy na tej odezwie podpisy zarówno od kobiet, jak i mężczyzn, stwierdzające, że żądamy istotnie powszechnego, równego prawa wyborczego, przy bezpośrednim tajnym głosowaniu, bez różnicy płci, wyznania i narodowości.
Większość działaczek ruchu kobiecego pochodziła z rodzin inteligenckich lub szlacheckich. Wyzwaniem dla aktywistek było więc dotarcie z hasłami feministycznymi także do innych grup społecznych. Działaczki podnosiły te postulaty na wiecach robotnic, wydawały broszury, w czasopismach skierowanych do ludności wiejskiej tłumaczyły w jasny sposób, dlaczego kobiety powinny mieć prawo do głosowania i kandydowania. W 1908 roku w „Zorzy Ojczystej”, miesięczniku wydawanym we Lwowie przez działaczki ludowe, jedna z autorek pisała:
Słyszałyście drogie Czytelniczki, zapewne w tym czasie dużo o wyborach do Sejmu. […] A czy też kiedy, drogie, nie przyszło Wam na myśl, dlaczego to kobiety nie mogą brać w tym udziału? Dlaczego Wam, gosposiom pracowitym, co równo ze swoimi na polu pracujecie i koło domu się krzątacie, i dobytku przysparzacie, i podatki płacicie, dlaczego to Was […] nie ma obchodzić, co się w kraju dzieje? […] Dlaczego np. taka matka, która może sama, z największym trudem dzieci swoje chowała, nie ma się zatroszczyć o to, jakie będą szkoły, do których te jej dzieci chodzić mają? […] Przecież Wy żyjecie na jednej ziemi z mężami i braćmi Waszymi, a to, co się na niej dzieje, i Was tak samo musi obchodzić. […] My, kobiety, musimy wejść i do Sejmu i do Rady gminnej, abyśmy tam mogły radzić o sprawach, które nas obchodzą.
Działania te często splatały się z pracą powstających w tym okresie partii, przede wszystkim Polskiej Partii Socjalistycznej oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego (które od początku współtworzyły także kobiety). Często trudno wyraźnie rozgraniczyć aktywność społeczną, niepodległościową, polityczną i feministyczną Polek. Wiele działaczek ludowych czy nauczycielek zajmowało się także walką o równe prawa – jak Maria Wysłouchowa czy Stefania Sempołowska.Założona przez Izabelę Moszczeńską Liga Kobiet Polskich Pogotowia Wojennego organizowała zaopatrzenie dla Legionów Polskich, ale równocześnie wydawała odezwy i broszury nawołujące do przyznania kobietom prawa wyborczego.
Usłyszcie nas!
Postulaty ruchu emancypacyjnego trafiały przede wszystkim do kobiet. Ważnym zadaniem stało się zainteresowanie tą kwestią szerszego grona społeczeństwa: uwrażliwienie niezainteresowanych, przekonanie sceptyków i dotarcie do tych, którzy mogliby mieć w przyszłości wpływ na decyzje polityczne. Nie każdy czytał „Ster” – trzeba było w inny sposób zwrócić uwagę ogółu na sprawę nierównych praw kobiet.
W 1908 roku Komitet Równouprawnienia Kobiet postanowił wykorzystać nadchodzące wybory do Sejmu galicyjskiego. Działaczki przyjrzały się odpowiednim dokumentom i znalazły tam lukę prawną. Na łamach „Zorzy Ojczystej” tłumaczyły:
A znalazłyśmy także w tej ustawie, że nigdzie nie jest wyraźnie powiedziane, że kobiety nie mogą być do Sejmu wybierane. Jest wyliczone, że nie mogą głosować, ani być wybieranymi ci, którzy np. byli sądownie karani za jakieś występki, a o kobietach nie ma mowy. Widać, że ci, którzy tę ustawę pisali, ani nie pomyśleli, że kobiety mogłyby kiedyś upominać się o swoje prawa. I przeczytawszy to, pomyślałyśmy sobie, że najlepiej będzie, już przy tych wyborach ogłosić, że kobieta staje jako kandydatka na posła do Sejmu.
Rolę nielegalnej kandydatki wzięła na siebie Maria Dulębianka, malarka i działaczka feministyczna. Organizacje kobiece zmobilizowały siły i przygotowały prawdziwą kampanię: z afiszami, programem wyborczym i wiecem. Kandydaturę poparło Polskie Stronnictwo Ludowe oraz Koło Oświatowe Postępowych Kobiet, a Dulębianka zdobyła ostatecznie ponad 500 głosów. Od początku było jednak jasne, że nie da się wprowadzić kobiety do Sejmu takim sposobem – ale też nie taki był zamysł działaczek.
Pomyślałyśmy, że nie o to tu chodzi, żeby koniecznie była wybrana, tylko o to, żeby raz zaznaczyć i pokazać, że my, kobiety, chcemy wejść do Sejmu, że czujemy, że tam potrafimy pracować i ażeby wiedzieli o tym posłowie, którzy nad reformą wyborczą radzić będą.
Podobne cele przyświecały organizatorkom Zjazdu Kobiet Polskich w Warszawie w 1917 roku. Poprzednie Zjazdy – organizowane od 1905 roku m.in. w Krakowie – były spotkaniami działaczek z różnych ziem polskich, okazją do nawiązania współpracy i wymiany doświadczeń. Pod koniec pierwszej wojny światowej niepodległość wydawała się już coraz bliższa, dlatego też kobiety zamierzały przypomnieć o swoich żądaniach. Na warszawski Zjazd zaproszono polityków, dziennikarzy, przedstawicieli różnych środowisk, a Justyna Budzińska-Tylicka dobitnie zaznaczyła w otwierającym przemówieniu:
Moment dziejowy, który obecnie przeżywamy, zbyt jest doniosłym, byśmy, my kobiety, my Polki, nie miały zaznaczyć swego stanowiska, określić swych zadań i żądać niezbędnych reform prawno-politycznych w tworzącym się państwie polskim. […] mamy też głęboką nadzieję, że przedstawiciele naszych władz i stronnictw politycznych zechcą szczerze zaznaczyć swe stanowisko w sprawie kobiecej, która przestaje już być ciasnym zagadnieniem fanatyków, lecz jest koniecznością dziejową […] XX wieku. Bo jak nie ma zjazdów mężczyzn, tak i nie powinno być zjazdów kobiet, gdyby te kobiety nie były praw ludzkich i obywatelskich pozbawione.
Działamy!
Właśnie organizatorki warszawskiego Zjazdu Kobiet udały się do Józefa Piłsudskiego w listopadzie 1918 roku z delegacją Centralnego Komitetu Równouprawnienia Politycznego Kobiet Polskich. Justyna Budzińska-Tylicka i Maria Chmieleńska przedstawiły Naczelnikowi deklarację z wezwaniem do przyznania Polkom równouprawnienia politycznego. 28 listopada Piłsudski złożył swój podpis pod dekretem przyznającym prawo wyborcze każdemu obywatelowi, bez różnicy płci.
Nawet zwolennicy równouprawnienia mieli jednak wątpliwości, czy Polki będą w stanie pracować i zajmować publiczne stanowiska na takich samych zasadach jak mężczyźni. Aleksandra ze Szczerbińskich Piłsudska zanotowała we Wspomnieniach, że dyskutowała na ten temat z przyszłym mężem jeszcze przed wybuchem I wojny światowej:
Choć nasze rozmowy były prawie zawsze harmonijne, to jednak różniliśmy się co do jednej kwestii: było nią równouprawnienie kobiet. Piłsudski, zgadzając się z tym, że w wolnej Polsce kobiety winny mieć prawa równe z mężczyznami, utrzymywał, że nie będą one umiały wykorzystać swych praw rozsądnie, gdyż mentalność kobiet z natury jest konserwatywna, i łatwo jest na nie wpływać. Ja, zacięta feministka, ogromnie się na to oburzałam. W rezultacie rozmowa przeradzała się w gorącą dysputę.
Wybory do Sejmu Ustawodawczego odbyły się 26 stycznia 1919 roku, ale w burzliwym okresie formowania się Rzeczpospolitej jeszcze do marca 1922 roku przeprowadzano wybory uzupełniające. Ostatecznie do parlamentu dostało się osiem Polek reprezentujących różne środowiska polityczne: Gabriela Balicka, Jadwiga Dziubińska, Irena Kosmowska, Maria Moczydłowska, Zofia Moraczewska, Anna Anastazja Piasecka, Zofia Sokolnicka oraz Franciszka Wilczkowiakowa.
Posłanek było tylko kilka, ale inicjowały dyskusje na ważne tematy oraz jednoczyły siły ponad partyjnymi podziałami, gdy w grę wchodziły prawa Polek – jak podczas debaty nad zrównaniem kobiet i mężczyzn w prawie cywilnym. Nie miały doświadczenia parlamentarnego – jak byli posłowie Sejmu galicyjskiego, austriackiej Rady Państwa, niemieckiego Reichstagu czy rosyjskiej Dumy – ale lata działań społecznych i niepodległościowych doskonale przygotowały je do nowych zadań. Jako posłanki zyskały po prostu nowe narzędzia wywierania wpływu i możliwość działania na skalę większą niż dotychczas. Na przykład Dziubińska z klubu poselskiego PSL „Wyzwolenie” wcześniej tworzyła i kierowała szkołami dla młodzieży wiejskiej. W Sejmie wykorzystała swoją wiedzę i kompetencje, pracując nad ustawą o ludowych szkołach rolniczych.
W II Rzeczypospolitej wśród kolejnych posłanek, senatorek i aktywistek znalazło się wiele zasłużonych działaczek feministycznych, które na długo przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości głośno mówiły o równouprawnieniu politycznym kobiet. Już w 1919 roku powstał Klub Polityczny Kobiet Postępowych, tworzony między innymi przez Justynę Budzińską-Tylicką, Ludwikę Jahołkowską-Koszutską i Zofię Daszyńską-Golińską. Do najważniejszych celów organizacji należało:
- Korzystanie z praw politycznych już zdobytych dla przeprowadzenia faktycznego zrównania praw mężczyzn i kobiet.
- Wyrabianie polityczne kobiet przez rozważanie spraw politycznych, narodowych i społecznych, które wysuwać będzie bieg wypadków dziejowych.
- Ochronę pracy kobiet przed wyzyskiem; żądanie równej płacy za równą pracę oraz udostępnienie wszelkich stanowisk dla kobiet, posiadających odpowiednie kwalifikacje.
- Ochronę matki i dziecka.
- Dążenie do wprowadzenia etyki w życie polityczne i społeczne.
Uzyskanie przez Polki praw wyborczych nie zniosło bowiem automatycznie wszystkich nierówności, uprzedzeń społecznych czy głęboko zakorzenionych stereotypów. Organizacje kobiece nie straciły racji bytu (w 1936 roku szacowano, że należało do nich 200 tysięcy Polek!), a działaczki na rzecz równouprawnienia nadal miały ręce pełne pracy. Przykładowo wiele zawodów wciąż pozostawało niedostępnych dla kobiet, a niektóre stanowiska trwale zdominowane były przez mężczyzn. Pracę zawodową kobiet promowała senatorka V kadencji, Anna Szelągowska-Paradowska – współorganizatorka Zjazdu Kobiet w 1917 roku, a w II RP urzędniczka bankowa wysokiego szczebla. Zofia Moraczewska, posłanka Sejmu Ustawodawczego oraz Sejmu III kadencji, w 1928 roku założyła natomiast Związek Obywatelskiej Pracy Kobiet. W czasopiśmie „Praca Obywatelska” z lutego 1929 roku Janina Strzelecka wyjaśniała cele Związku:
Rozpoczynamy walkę z systemem radzenia o nas bez nas, rozpoczynamy walkę z tysiącem krzywdzących ustaw, czy projektów, jak ten chociażby, aby w sądach przysięgłych nie uczestniczyły kobiety. […] Jesteśmy feministkami, bo budzimy uświadomienie w coraz szerszych masach o tym wszystkim, co społeczeństwo kobiecie zawdzięcza, czy to jako lekarce, czy nauczycielce, czy laborantce, czy dziennikarce, czy wielkiej wynalazczyni, poetce, powieściopisarce itd..
Wiele dyskryminujących zapisów prawnych przetrwało aż do 1939 roku, a za formalnym równouprawnieniem nie zawsze szły realne zmiany. Wybuch II wojny światowej przerwał zachodzące przemiany społeczne i pracę wykonaną przez kilka pokoleń polskich feministek.
Karolina Dzimira-Zarzycka