Kontrast
Wielkość czcionki

Podwodni bohaterowie

Wyobraź sobie, że ważysz 160 kilogramów, masz na sobie ogromny skafander i stoisz na dnie morza w ciężkich butach ochronnych. Oglądasz świat przez szybkę hełmu. Z trudem stawiasz kroki. Oddychasz przez przewód z powietrzem. Otacza cię morska otchłań. Jeśli to sobie dobrze wyobrazisz, poczujesz się jak nurek klasyczny.

Nurkowie najczęściej kojarzą się z oglądaniem podwodnego życia i kolorowych ryb, z poławianiem pereł, odnajdowaniem wraków statków z ukrytym skarbem. Jednak ci, o których najchętniej opowiada pani Karina Kowalska, twórczyni jedynego w Polsce muzeum nurkowania, które mieści się na 120 m2 na warszawskiej Woli, schodzili pod wodę wykonywać skomplikowane prace.

Oczyszczali rzeki, umożliwiając otwieranie nowych szlaków handlowych i komunikacyjnych, budowali porty, eksplorowali jeziora i morza, tworząc podwodną archeologię. Mieli także swój wkład w odbudowę kraju po 1918 roku i po II wojnie światowej.

Karina Kowalska w Muzeum Nurkowania, fot. Wiktoria Gałecka

Karina Kowalska w Muzeum Nurkowania, fot. Wiktoria Gałecka

Słabość do nurkowania i skafandrów

Pani Karina jako młoda dziewczyna chciała być nurkiem. Kiedy miała 21 lat, zapisała się do Warszawskiego Klubu Płetwonurków. To był pierwszy taki klub w Polsce. Powstał w 1956 roku przy ulicy Chłodnej. Badania lekarskie wykazały jednak, że nie może nurkować. W klubie poznała swojego przyszłego męża, Grzegorza, on został nurkiem, a ona zajęła się tłumaczeniem, a potem pisaniem artykułów i książek o nurkowaniu czy prowadzeniem wykładów dla studentów archeologii. Muzeum otworzyli w siedzibie Klubu w 2006 roku wspólnie z innymi członkami Warszawskiego Klubu Płetwonurków, w większości seniorami.

Dla młodych ludzi klub nie był już wówczas taką atrakcją jak dawniej – sprzęt stał się łatwiej dostępny. Właściciele musieli więc wymyślić wszystko od nowa. „Pomyśleliśmy, zróbmy muzeum, chcemy opowiadać ludziom o historii i dobrze się na tym znamy” – wspomina pani Karina. Wybrali się do Anglii i zainspirowali prywatnym muzeum nurkowania w miejscowości Hastings.

Na początku mieli sto osiemdziesiąt eksponatów. Dziś jest ich tysiąc trzysta, nie licząc zbiorów zgromadzonych w bibliotece. Jedynym sposobem, by móc je pokazać, jest współpraca z innymi muzeami i instytucjami. Partnerzy znajdują się bez trudu, bo i zbiory są niezwykle cenne. Najstarszy eksponat muzeum to hełm z 1895 roku, unikatowa jest także kolekcja przedwojennych i powojennych telefonów nurkowych, które umożliwiały komunikację głosową nurka z ekipą na górze. Prawdziwym skarbem jest zaś batysfera Meduza, czyli podwodna komora, w której mogli nocować nurkowie długotrwale pracujący pod wodą. Dzięki temu nie musieli codziennie wynurzać się i poddawać dekompresji, czyli usuwaniu gazu, głównie azotu nagromadzonego w organizmie podczas oddychania w warunkach podwyższonego ciśnienia. Przez ponad rok eksponat stał przed Centrum Nauki Kopernik, by następnie wrócić na teren Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej.

Płacz na widok nurka

Muzeum to miejsce uwielbiane przez wielu warszawiaków i przez turystów. Kolejka, która ustawia się do tego malutkiego prywatnego muzeum na zwiedzanie w Noc Muzeów, jest równie długa jak do stojącego po drugiej stronie ulicy Muzeum Powstania Warszawskiego. „Wystarczy, że tylko otworzymy drzwi, a od razu ktoś się pojawia” – mówi pani Karina. Jest wtorek, godzina 10.00, czyli do oficjalnego otwarcia została jeszcze godzina; ale zainteresowani już są i czekają.

Twórcy muzeum zapraszają do oglądania i dotykania prawdziwego stroju nurka klasycznego. Na wystawie można zajrzeć do hełmu, nacisnąć umieszczony w środku specjalny grzybek służący do wypuszczania powietrza. Można też przymierzyć masywne buty ochronne i przekonać się, że zrobienie w nich kroku graniczy z cudem. Magia tych przedmiotów działa jednakowo na dorosłych i dzieci. Wszystkich przyciąga to, że są autentyczne, noszą ślady użytkowania, nie są atrapą. Taki jest zamysł twórców. W muzeum napotkamy tylko  takie przedmioty, które faktycznie mogły być używane w naszym kraju. Z ich pomocą opowiadane są nie tylko dzieje nurkowania, ale przede wszystkim historie wynalazków, losy ciekawych ludzi i historia Polski.

Pani Karina miała jednak początkowo wiele wątpliwości, czy praca z małymi dziećmi ma w ogóle sens. „Co mi trzy- czy czterolatek zrobi w takim muzeum? Co zapamięta? Zwłaszcza, że niektóre płaczą, jak zobaczą takiego dużego nurka” – myślała. Przez lata twórcy muzeum wypracowali jednak konkretną metodę pracy z najmłodszymi. Okazuje się, że każdy maluch ma jakieś skojarzenia i doświadczenia związane z nurkowaniem – czyjś tata nurkuje, ktoś był nad morzem i widział pana nurka, a ktoś inny panią w basenie, która miała płetwy. Dzieci mają też swoje ulubione eksponaty – zawsze chcą oglądać prawdziwą perłę czy ząb wieloryba zwany krąbem. Młodzież fascynuje się z kolei wynalazkami, sprzętem, który, mimo że jest bardzo stary, nadal ma imponujące możliwości. Nurkowanie klasyczne, czyli chodzenie po dnie w ciężkim stroju i z przewodem powietrznym, działa niezmiennie na ludzką wyobraźnię.

Dawne skafandry do nurkowania, fot. Wiktoria Gałecka

Dawne skafandry do nurkowania, fot. Wiktoria Gałecka

Wraki, katedry i konserwy

Zainteresowanie tym tematem na świecie rośnie, rozwija się międzynarodowa sieć stowarzyszeń miłośników historii nurkowania. Przedstawiciele z blisko dwudziestu krajów spotykają się na konferencjach, dyskutują, tłumaczą teksty, piszą do branżowych periodyków, prowadzą badania naukowe. Organizują też „retronurki”, czyli nurkowanie amatorów w replikach słynnych klasycznych hełmów.

W niektórych krajach istnieje wręcz kult nurka klasycznego. Wiele się o nich pisze, kolekcjonuje ich historyczne zdjęcia, uczy w szkole o ich dokonaniach. Na przykład o ważnych odkryciach dokonywanych najczęściej podczas oczyszczania zbiorników wodnych oraz portów, tak jak o znalezieniu wraku legendarnego okrętu flagowego Henryka VIII Mary Rose. Słynna jest także historia angielskiego nurka Wiliama Walkera, który w zupełnych ciemnościach pracował przez sześć lat nad uszczelnieniem zalewanych wodą fundamentów katedry w Winchester. W ten sposób uratował katedrę przed zawaleniem.

Początki nurkowania w stroju klasycznym sięgają w Anglii, Stanach Zjednoczonych, Francji czy Włoszech lat 30. XIX wieku. W Polsce ciągle niewiele się o nich pisze i mówi, przede wszystkim dlatego, że ich historia jest krótka, zamyka się w zasadzie w pięćdziesięciu latach. Zaczęła się później niż w wielu innych krajach, bo o ile do czasów rozbiorów byliśmy na bieżąco z technicznymi nowinkami w tej dziedzinie, w czasie zaborów nie uczono Polaków nurkowania ani wykonywania prac podwodnych. Kiedy zaś nurkowanie klasyczne rozwinęło się w dwudziestoleciu międzywojennym, dość szybko zostało wyparte przez nowinki techniczne i rozwijające się dzięki nim nurkowanie swobodne, czyli z butlą z powietrzem i w lżejszym stroju. W 1970 roku zamknięto szkolenia nurków klasycznych i jednocześnie pewien rozdział historii nurkowania.

Jednak postać nurka w skafandrze nadal silnie działa na ludzką wyobraźnię, a estetyka jego stroju jest tak charakterystyczna, że w różnych kontekstach przywołują ją polscy graficy, ilustratorzy lub twórcy reklam. Nurkowie są w nich zazwyczaj odkrywcami skarbów – konkretnych produktów. Jak czytamy w folderze wydanym przez Muzeum, „Czasem w handlu pojawia się (…) nalepka na konserwach rybnych z wyobrażeniem nurka, albo szampon w butelce przypominającej nurka. W ostatnich latach, w opakowaniu przypominającym skafander nurka klasycznego, pomysłowy przedsiębiorca sprzedawał płyn do przetykania rur”.

Historia nurkowania przedstawiona poprzez stroje nurków - zdjęcie przedstawia ekspozycję z dawnymi strojami nurków

Ekspozycja w Muzeum Nurkowania, fot. Wiktoria Gałecka

Nurkowie pionierzy

Pani Karina obserwuje, że zainteresowanie nurkowaniem klasycznym rozwija się w Polsce, a fakt, że to temat ciągle mało znany, zdaje się niektórych ludzi jeszcze bardziej przyciągać. „Jak chcę podtrzymywać zainteresowanie jakimś wątkiem, publikuję go w sąsiedztwie zdjęcia nurka klasycznego i wtedy popularność jest gwarantowana” – śmieje się. Tę sprawdzoną metodę wykorzystuje również do opowiedzenia innych historii.

„Największy udział nurków klasycznych w historii Polski był w okresie powojennym, szczególnie w latach 1945–1950, kiedy w bardzo ciężkich warunkach pracowali przy oczyszczaniu basenów portowych z min, gruzów i wraków, pomagali odbudowywać porty, mosty, tunele i wodociągi w zniszczonej Polsce. To głównie praca fizyczna, do tego w chłodzie, ciasnocie, w poczuciu napierających mas wody, w ciemności i utrudniającym poruszanie się niezwykle ciężkim stroju. Ale zasługi nurków z okresu międzywojennego są także niezwykle istotne, a znacznie mniej znane. Bardzo chcieliśmy o nich opowiedzieć” – tłumaczy pani Karina.

Zdecydowali się zrobić to za pomocą unikalnych zdjęć archiwalnych i wyszperanych z trudem historii o ludziach, którzy od odzyskania niepodległości w 1918 roku tworzyli służby nurkowe w Polsce. Wydrukowano je na kilkunastu dużych planszach w formie wystawy. Z jednego ze zdjęć spogląda na nas kmdr por. mar. Witold Żelechowski. Zajmował on wysokie stanowiska nurkowe w marynarce rosyjskiej oraz w jednej z najlepszych szkół nurkowych, w Kronsztadzie w Zatoce Fińskiej. Jego biografia jest charakterystyczna dla ludzi, którzy tworzyli Polską Marynarkę Wojenną po 1918 roku. W dużej mierze w czasie zaborów służyli oni w marynarce rosyjskiej, pruskiej lub austro-węgierskiej. To samo dotyczyło nurków.

Żelechowski wiedział, że marynarka wojenna nie może istnieć bez nurków, którzy są kluczowi w akcjach ratunkowych i w przeróżnych pracach na dużych głębokościach. Udało mu się przekonać do tego swojego przełożonego w nowo powstałym Departamencie Spraw Morskich. W 1919 roku sprowadził do Polski jeden komplet angielskiego sprzętu nurkowego, a dwa lata później zorganizował Szkołę Nurków Marynarki Wojennej w Porcie Modlin. Pierwszy kurs ukończyło sześciu nurków. Z początkami szkoły wiąże się z kolei postać bosmana Ignacego Siei, który spogląda na nas ze zdjęcia na kolejnej planszy. Był zawodowym nurkiem w armii austro-węgierskiej, a potem stał się pierwszym instruktorem polskiej szkoły nurków. W trakcie zbierania materiałów do wystawy zespół Muzeum Nurkowania natrafił na nieodkryty wcześniej życiorys Siei. To skarb nie tylko dla historyków, ale także dla rodziny tego bosmana. Na otwarciu wystawy, gdzie prezentowano także rękopis życiorysu, pojawiła się jego wnuczka, dwoje prawnuków i praprawnukowie.

Takich cennych znalezisk było w trakcie pracy nad wystawą więcej. Tuż przed otwarciem jej autorzy natrafili na przykład na opracowaną przez Żelechowskiego książeczkę „Wymogi zdrowotne na nurków Marynarki Wojennej”. Można w niej wyczytać, jaki powinien być idealny kandydat na nurka: nie powinien mieć poniżej 25 lat, ani powyżej 35. „Wzrost nie niżej 160 cm (…) Uzębienie musi być bez zarzutu (…) Nie może brakować choćby jednego palca u ręki”. Nurkiem nie może być też alkoholik, osoba ze skłonnością do otyłości, nerwic czy z choćby tylko z podejrzeniem tuberkulozy. Wymogów jest szesnaście i wśród nich znajdują się także bardzo specjalistyczne wyliczenia pożądanego obwodu klatki piersiowej, pomiarów siły mięśni czy siły palców. Nie może także zabraknąć odpowiedniej pojemności płuc – nie mniejszej niż 3500 cm3. Równie ciekawe okazują się porady dla osób dbających o uzupełnienie załogi łodzi podwodnych. Muszą bacznie zwracać uwagę „by ludzie nie mieli cuchnącego oddechu, pocących się cuchnących nóg, wobec tego, że na tych statkach w małych bardzo pomieszczeniach prawie stale przebywa dość znaczna ilość osób”.

„Dokumenty codzienne, dokumenty życia społecznego są dla nas bardzo ciekawe i ważne, bo pokazują warunki pracy i życia nurków, realia tamtego czasu. A o nich pragniemy opowiadać naszej publiczności” – mówi pani Karina.

Temat świata podwodnego może być doskonałym wstępem do opowiadania innych historii. Szczególnie, że nurkowie mają często nieprawdopodobne życiorysy – przemieszczali się po świecie, dokonywali ważnych odkryć, stawali się żołnierzami lądowymi, dostawali najważniejsze odznaki wojskowe i państwowe, tworzyli struktury, które miały kluczowe znaczenie w niepodległej Polsce. Pani Karina wpada w zadumę: „To są bardzo głębokie historie, a my mamy do dyspozycji jedynie płaski papier i kilka artefaktów. Tak czy inaczej trzeba je opowiadać, tak jak umiemy najlepiej”.

Na ekspozycji w Muzeum Nurkowania trzeba patrzeć również w górę! Fot. Wiktoria Gałecka

Na ekspozycji w Muzeum Nurkowania trzeba patrzeć również w górę! Fot. Wiktoria Gałecka

Jak rozebrać nurka?

Autorzy wystawy dobrze wiedzieli, że samymi planszami, choćby były najpiękniej zaprojektowane i wydrukowane, nie zachęcą do oglądania ludzi młodych ani tych, którzy dotychczas nie interesowali się tym tematem. Dlatego zdecydowali się pokazać poza plakatami także eksponaty, na przykład części ubioru, latarki, telefon czy specjalne narzędzie do rozbierania nurka. To taka wygięta łyżka, którą wkładało się w gumowe mankiety skafandra i rozciągało, aby wysunąć ręce i wyjść przez mankiet szyjny.

Wystawa została po raz pierwszy pokazana w Muzeum Techniki Wojskowej w listopadzie 2017 roku, a potem ruszyła w kilkumiesięczną podróż po Polsce, najpierw do Kołobrzegu, a potem do Gdyni, kluczowego miasta dla nurkowania. To w Gdyni przed II wojną światową szkolono nurków Marynarki Wojennej i tu po latach powstał Ośrodek Szkolenia Nurków i Płetwonurków Wojska Polskiego, który w 2018 roku obchodzić będzie 50-lecie istnienia w obecnej postaci. Opowieść o tym rozdziale historii nurkowania i historii Polski weszła zaś na stałe do programu Muzeum Nurkowania na warszawskiej Woli, idealnie uzupełniając się ze zgromadzonymi w tym nietypowym miejscu eksponatami.

Muzeum jest niezwykłe, nie tylko dlatego, że przekazuje bardzo specjalistyczną wiedzę. Prowadzi je grupa pasjonatów, wszyscy są tu wolontariuszami, dzielą się obowiązkami, sami zajmują się ekspozycją, edukacją, oprowadzaniem, ale w dużej mierze także naprawami czy porządkami. Ciepłą, niemal domową atmosferę czuje się od przekroczenia progu. Wstęp do muzeum jest bezpłatny i każdy, kto się tu zjawi, może liczyć na oprowadzanie oraz na rozmowę. I może dlatego instytucja przyciąga tak wielu ludzi.

 

Magdalena Kubecka

 

 

W 2017 roku Stowarzyszenie Warszawski Klub Płetwonurków zrealizowało wystawę „Pierwsza Kadrowa Nurkowa”, poświęconą historii służby nurków wojskowych z Departamentu Spraw Morskich MSW II RP. Głównym wątkiem były losy zawodowe kadry nurków Sekcji Marynarki przy Ministerstwie Spraw Wojskowych – pierwszego organu dowódczego sił morskich. W ramach wystawy prezentowanej w prowadzonym przez Stowarzyszenie Muzeum Nurkowania, uczestnicy mogli zapoznać się m.in. z niepublikowanymi wcześniej archiwaliami.