Kontrast
Wielkość czcionki

Moda dziecięca w przedwojennej Polsce

Okres międzywojenny to czas dużych przemian w dziedzinie mody. Kobiece ciało przestaje krępować sztywny gorset, stroje stają się luźniejsze i krótsze, ubiór ma być praktyczny i nowoczesny. Zmiany nie ominęły również ubiorów dziecięcych, które w okresie dwudziestolecia przeszły znaczną metamorfozę w stosunku do poprzednich epok. Podstawową zasadą w ubiorze dziecięcym była higiena, funkcjonalność i prostota. Zmieniało się również podejście do samego wychowywania dzieci, zaczęto coraz bardziej dostrzegać ich potrzeby. W czasopiśmie kobiecym „Moja Przyjaciółka” w 1938 r. czytamy:

Dziecko czuje się w skromnym ubiorze znacznie lepiej i swobodniej, bo nie żyje w ciągłym lęku aby go nie splamić, co przy stałym używaniu jest prawie nie możliwe. Toteż sprawiając dzieciom suknie czy ubranka codzienne, pamiętać należy i o konieczności częstego czyszczenia odzienia i o dobieraniu materiałów nadających się na ten cel.

Skromny ubiór był również w wielu rodzinach uważany za element wychowawczy, o czym wspomina Maria Krystyna von Habsburg, potomkini linii Habsburgów z Żywca:

(…) wychowywano mnie bardzo surowo. To nie tylko dotyczy ubrania, ale także stroju. Nie mogłam sobie kupić sukienki takiej jak mi się podobała, czy też nowych bucików. Rzeczy nosiłam dotąd, dopóki nie były zniszczone. Czasami zdarzało się, że nosiliśmy buty zelowane, a nasze ubrania stawały się już niemodne.

Ubiory dziecięce, zwłaszcza te dla najmłodszych, najczęściej mamy robiły same. Prostą, bawełnianą niemowlęcą bieliznę wykonywano ze starych koszul nocnych. Niezwykle popularna była również ręcznie robiona dzianina, która była bardzo praktyczna –  nie wymagała prasowania, była ciepła i rozciągliwa. Instrukcje jak wykonać dziecięce sweterki, spodenki, kaftaniki czy czapeczki były szeroko dostępne w specjalnych wydawnictwach poświęconych robótkom ręcznym lub w innej prasie kobiecej. Ponieważ szczególnie chwaloną cnotą dobrej gospodyni była oszczędność, nawet w bardziej zamożnych domach ubranka po starszych dzieciach były donaszane przez młodsze rodzeństwo.

Niemowlęta ubierano w bawełniane, trykotowe śpioszki, a cieplejszą porą w perkalowe pajacyki bez nogawek (niekiedy pajacyki nosili latem nawet kilkuletni chłopcy). Malutkie dzieci, które jeszcze nie umiały chodzić, ubierano również w długie sukienki (niezależnie od płci). Należy jednak zaznaczyć, że zwyczaj ubierania małych chłopców przez pierwsze lata życia w sukienki, rozpowszechniony dawniej i stosowany na początku XX wieku, w dwudziestoleciu, a zwłaszcza w latach 30. był coraz rzadziej spotykany. Kolejną warstwę stanowił zapinany kaftanik, wykonywany najczęściej z lnu, flaneli lub robiony na drutach z wełny w kolorze różowym dla dziewczynek i niebieskim dla chłopców. Niezbędną częścią ubioru był czepek lub kapturek, które miały za zadanie chronić główkę dziecka i osłaniać uszy. Przez pierwsze miesiące życia niemowlęta były przez większość czasu opatulone w becik, czyli w puchową kołderkę, składaną na pół i wiązaną z przodu, na którą nakładano białą poszewkę, często zdobioną koronkami i falbankami. Używano pieluszek tetrowych i zalecano posiadanie około 40 sztuk, prano je oczywiście codziennie.

czarno-białe zdjęcie przedstawiające kobiety trzymające na rękach małe dzieci

Ubranka malutkich dzieci w Domu Matki i Dziecka w Warszawie, 1938 r., fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Ubiór kilkuletnich dziewczynek nie ulegał specjalnym zmianom w okresie międzywojennym. Najczęściej nosiły one proste sukienki z karczkiem, sięgające powyżej kolan. Kiedy sukienka była bardzo krótka, ważnym elementem stroju były majteczki, które miały dość długie, ozdobne nogawki, często szyte z tej samej tkaniny co sukienka. Ubranka dla dziewczynek były w jasnych kolorach, ozdobione skromnymi haftami. Jednak jak możemy przeczytać w czasopiśmie „Moja Przyjaciółka”, nie wszystkie mamy stawiały na prostotę w ubiorze swoich córeczek:

Sukienki łatwo się brudzą, a mamusie nie zawsze pamiętają o tym, że rozkoszne falbanki, bufki i marszczenia są najtrudniejsze w praniu i prasowaniu. Na letniskach brak wygód, brak też (najsłuszniej zresztą) ochoty na długie stanie z gorącym żelazkiem. Daleko łatwiej i prościej pierze się i prasuje (nie mówiąc o szyciu) sukienkę o fasonie tu podanym. Kimonowy krój rękawa, prosta bez zmarszczeń sukienka, ozdobiona lekkim haftem i wąziutką koroneczką, całość przepasana wstążeczką z przodu wiązaną.

Dopełnieniem codziennego stroju zarówno kilkuletnich chłopców, jak i dziewczynek, był fartuszek, który chronił ubranie przed zabrudzeniem. Fartuszki zakładano maluchom zarówno w domu, jak i w żłobku czy przedszkolu, a dziewczynki nosiły go również w szkole.

Starsze dziewczynki ubierano w sukienki o bardziej modnym kroju – w latach 20. XX wieku proste z obniżoną talią, pokreśloną paseczkiem, a w 30. dłuższe, bardziej dopasowane. Oczywiście kładziono duży nacisk na skromność garderoby dla nastoletnich dziewczynek. Sukienki letnie były w jasnych kolorach, szyte z bawełny lub lnu, zdobione prostymi haftami. Zimowe ubranka były w kolorach ciemniejszych, wełniane. Bardzo ważnym elementem wykończenia bluzek i sukienek był kołnierzyk, zawsze doczepiany tak, aby można go było łatwo zdjąć do prania czy wymiany. Na szczególne uroczystości, takie jak na przykład wesele krewnych, dziewczynki mogły mieć dłuższe sukienki w stylu romantycznych krynolinek, koniecznie w jasnych barwach. Jesienią i zimą kilkuletnie dziewczynki nosiły proste, krótkie płaszczyki o trapezowym kroju, a starsze – płaszcze o kroju wzorowanym na modnych kobiecych okryciach, często przyozdobione na kołnierzu futerkiem.

zdjęcie z czasopisma przedstawiające szkice z modą dla dziewcząt

Sukienki dla dziewczynek z lat 20. „Przegląd Mody” 1927 r.

Zdarzało się, że najbardziej ozdobnym i modnym elementem garderoby nawet kilkuletnich dziewczynek było nakrycie głowy. W wersji prostej, codziennej, były to berecik i czepeczki, ale często dziewczynki ubierano w modne w latach 20. kapelusze kaski, a w latach 30. płytkie kapelusiki z rondem. Latem dziewczynki chroniły przed słońcem słomkowe kapelusze, ozdobione kolorowa wstążką lub zawiązane na głowie skromne chusteczki. Małe elegantki nosiły nieraz biżuterię. Były to proste koraliki wykonane z tanich tworzyw lub kolorowe broszki przedstawiające różne zwierzątka, kwiatki lub postacie z bajek.

Ubiór kilkuletnich już chłopców był bardzo wzorowany na sportowej modzie męskiej. Mali chłopcy nosili krótkie spodenki na szelkach lub ogrodniczki z bluzeczkami. W zimniejsze dni zakładano im podkolanówki i sweterki, a zimą wełniane płaszczyki. Starsi chłopcy nosili również spodnie pumpy i marynarki z koszulą i krawatem na bardziej oficjalne okazje. Długie spodnie najczęściej były zarezerwowane dopiero dla nastoletnich chłopców, ale nie było to regułą. Najpopularniejszym nakryciem głowy były czapki z daszkiem i berety.

Przez cały okres międzywojenny nie tracił na popularności strój marynarski jako odświętne ubranie dla małych dzieci. Moda ta pojawiała się w połowie XIX w. w Anglii, dzięki królowej Wiktorii, która ubierała w ten sposób swoje dzieci, i szybko dotarła do reszty Europy. Ubranko marynarskie było najczęściej białe z granatowym kołnierzem lub odwrotnie. W wersji chłopięcej składało się z luźnej bluzy z długimi rękawami, ozdobionej dużym, prostokątnym kołnierzem i krótkimi spodenkami. Dziewczynki z kolei albo nosiły bluzy do plisowanych spódnic, albo całe marynarskie sukienki. Dodatkową ozdobą były duże kokardy wiązane z przodu kołnierzyka.

czarno-białe zdjęcie przedstawiające matkę z synem w stroju marynarskim

Helena Chmurska, córka Stanisława Wyspiańskiego z córką swoją Krystyną, rok 1932, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Dla starszych dzieci najważniejsze były odpowiednie ubrania do szkoły. W różnych placówkach obowiązywały odmienne zasady co do stroju. Dziewczynki najczęściej nosiły wspomniany strój marynarski, w różnych kolorach – granatowym, brązowym, fioletowym. Zmiany przyszły w latach 30., kiedy uczennice ubierały się w ciemne fartuchy, ozdobione jedynie białym kołnierzykiem. Starsze dziewczęta zakładały prosty kostium z naszytą na rękawie tarczą, spódnicę w kontrafałdy i białą bluzkę, do tego beret ze znaczkiem szkoły. Chłopcy najczęściej nie mieli obowiązku noszenia mundurków, poza czapką z daszkiem, której fason i kolor był charakterystyczne dla poszczególnych szkół.

Przez cały okres międzywojenny małe dzieci nosiły fryzurę na „pazia”, która była odbiciem bardzo modnej w latach 20. fryzury kobiecej. Dziewczynkom na specjalne okazje wiązano na włosach dużą, białą kokardę. W latach 30. nastolatki nosiły już długie włosy, które czesały w warkocz. Na rysunkach żurnalowych dziewczynki mają włosy ułożone w modne fale, ale układanie w ten sposób włosów dziewczynkom było bardzo źle widziane, zwłaszcza w szkole. Chłopcy w latach 30. byli strzyżeni na wzór dorosłych w krótkie fryzury z przedziałkiem, czasem golono ich również na łyso ze względów praktyczno-higienicznych.

Na specjalne okazje dzieci ubierano w odpowiednie stroje. Takim wydarzeniem była bez wątpienia Pierwsza Komunia Święta. Dziewczynki obowiązkowo ubierano na biało, dbając zarazem o skromność stroju. Głowę przyzdabiano welonem lub wianuszkiem. Pod koniec lat 30., tak jak i dziś, coraz powszechniejsze było zakładanie sukienki liturgicznej, czyli jednakowego, prostego stroju dla wszystkich dziewczynek przystępujących do sakramentu. Chłopcy często byli ubierani w biały odpowiednik stroju marynarskiego, z krótkimi spodenkami i białymi podkolanówkami. Zdarzały się bardziej urozmaicone warianty o czym czytamy w „Mojej Przyjaciółce” z maja 1939 r:

Niezwykle miło wyglądają chłopcy w ubraniach z białej wełny, bawełny, rypsu czy lnianego samodziału. Szyje się wtedy najczęściej spodnie długie, i żakiet o kroju kamizelkowym, dwurzędowy, z guzikami rozstawionymi ukośnie. Takie białe garnitury mają wiele zwolenników. (…) Ubraneczko z dwóch rodzajów materiału: granatowego gładkiego i granatowego w białe paseczki ma swoisty urok. Żakiet z szerokimi wyłogami, kamizelka, kołnierzyk wykładany (biały, jedwabny ryps), krawat.

W okresie międzywojennym promowano ubiory nawiązujące do polskiej tradycji. Dużo mówiło się o patriotyzmie, który może się przejawiać noszeniem ubrań z polskich tkanin np. lnu czy jedwabiu z Milanówka, ale również w promowaniu polskich wzorów i nie kopiowaniu zachodniej mody. Dotyczyło to również ubiorów dziecięcych. Już w 1922 r. w czasopiśmie kobiecym „Bluszcz” w artykule „O spolszczeniu strojów dziecięcych” czytamy:

O ileż lepiej pasują dla dzieci niż dziwaczne wzory obce, zmieniające zwłaszcza dziewczynki na śmieszne nieraz laleczki. Rozmaitość tych strojów jest ogromna, można bowiem czerpać wzory bądź z motywów ludowych, a więc dla chłopców sukmanki lub guńki góralskie, dla dziewczynek zawsze miłe gorseciki, bądź ze wzorów staropolskich – kontusików.

W latach 30. zarówno chłopcy, jak i dziewczynki, zakładali lniane koszulki, dekorowane huculskimi haftami krzyżykowymi, modne również w ubiorze kobiecymi jako strój letni, idealny na wczasy. W prasie kobiecej i dziecięcej zachęcano do własnoręcznego ozdabiania ubranek ludowymi haftami. Często dzieci ubierano w przywiezione na pamiątkę z wczasów części stroju ludowego np. góralską kamizelkę czy haftowaną bluzeczkę. Na specjalne okazje, takie jak uroczystości rodzinne, święta religijne i państwowe, pamiątkowe fotografie, lubiano ubierać dzieci w stroje krakowskie. W krakowskich Sukiennicach funkcjonował szereg kramów wyspecjalizowanych tylko w sprzedaży dziecięcych strojów. Znacznie mniej popularny, ponieważ stosowany jedynie w kręgach arystokratycznych, był strój polski. W kontusz i żupan ubierano chłopców w okazji ważnych uroczystości rodzinnych, takich jak śluby, na których często również pan młody i część gości nosiła strój szlachecki.

W karnawale dzieci uczestniczyły w specjalnie dla nich organizowanych balach przebierańców. Przygotowaniem strojów zajmowały się najczęściej mamy, czasem dzieci robiły je razem na zajęciach w przedszkolu. W czasopiśmie kobiecym „Praktyczna Pani. Dobra obywatelka” z 1937 r. autorka radzi jakie kostiumy można przygotować na taki bal:

Oczywiście, że kostiumy dziecięce trzeba robić z materiałów najtańszych i wykorzystywać to, co się tylko da przystosować z domowych zapasów. A więc kretony, jedwabie, guziki, pióra, trykoty, wstążki itp. Przy odrobinie pomysłowości i zręczności można nieomal z niczego zrobić ładny i efektowny kostium. Ale najlepszym materiałem będzie zawsze papier bibułkowy. Różne ozdoby jak kwiaty i wstążki dają się znakomicie osiągnąć z takiego materiału. Plisowane sute spódniczki, różnych maków, słoneczników, dzwonków, chochlików czy też rusałek układają się efektownie z karbowanej bibułki. Obszyć nią można zręcznie wierzchy pantofelków. I robić bardzo piękne przybrania główek. Naturalnie, że takie kostiumy są dosyć nietrwałe. Tam więc, gdzie kostiumy oblicza się nie na jednorazowy użytek tam, gdzie stanowią pewien remanent, lepiej wydać na materiał bo wtedy robota się opłaci. Wprawdzie przybędzie koszt uszycia… Ale trudno sobie wyobrazić dziecięce przedstawienie bez odpowiednich kostiumów.

Pomysłowość w tworzeniu przebrań nie znała granic. Dziewczynki przebierano za motylki, kwiaty, pastereczki (na wzór osiemnastowieczny), zajączki, muchomorki, a nawet za „gołąbka pocztowego”. Chłopcy mogli być pierrotami, lajkonikami, piekarzami… Również tutaj bardzo popularne były stroje ludowe.

grafika z czasopisma przedstawiająca barwne stroje karnawałowe

Stroje na bale przebierańców „Przegląd Kobiecy”, połowa lat 30.

Kolejną aktywnością, do której dzieci potrzebowały oddzielnych strojów, było uprawianie sportów. W okresie międzywojennym zaczęto kłaść szczególny nacisk na zdrowy tryb życia, ruch na świeżym powietrzu i ogólne wychowanie dzieci i młodzieży w sportowym duchu. W szkołach powstawały drużyny gier zespołowych takich jak piłka nożna, siatkówka, piłka ręczna. Podobnie jak dorośli, tak i dzieci nosiły różne typy strojów do poszczególnych dyscyplin i form aktywności. Podstawowy strój gimnastyczny był podobny zarówno dla chłopców jak i dziewczynek – biała bluzeczka bez rękawów i ciemne szorty, często szyte z trykotu. Była to duża zmiana w stosunku do czasów wcześniejszych, kiedy to dziewczynki na zajęcia gimnastyczne w szkołach chodziły w spódnicach. Dziecięce stroje sportowe były odbiciem mody dorosłych. Na narty i sanki dzieci ubierano w długie, wełniane spodnie, sweterki, czapki, szaliki i rękawiczki robione na drutach. Do pływania i na plażę chłopcy, tak jak dorośli mężczyźni, już w latach 30. zakładali krótkie kąpielówki. Małe dziewczynki ubierano na plażę w body na ramiączkach z krótkimi, bufiastymi nogawkami. Starsze dziewczynki ubierały się w stroje podobne jak ich mamy, czyli piżamy plażowe z szerokim, długimi spodniami, krótkie sukienki z odsłoniętymi ramionami czy trykotowe, obcisłe kostiumy kąpielowe.

Dla dzieci z rodzin inteligenckich wyznacznikiem dorosłości była matura. Po egzaminie dojrzałości dziewczynki porzucały mundurki, a ich codzienne stroje mogły w końcu być w pełni kobiece jak „panienek na wydaniu”. Świetnie opisuje ten moment w swoich wspomnieniach „Humor w genach” Hanna Zborowska z Kobuszewskich:

Zrobiłam w myślach przegląd garderoby. Mama siedziała obok w wiklinowym fotelu i mereżkowała serwetkę.

– Czy po powrocie do Warszawy kupi mi mamusia kapelusz?

-Może i kupię…

– A kostium angielski z bielskiej wełny, szary albo beżowy, taki jak ma Marysia? Bardzo by mi się przydał.

– Jeśli nie będzie wojny to wszystko ci kupię, nawet suknię wizytową.

– A co jeszcze dostanę na tę dorosłość? Przecież nie mogę już chodzić w szkolnym płaszczu. Płaszczyk by mi się przydał i…i może jeszcze…- nie dokończyłam, bo bałam się przegiąć strunę.

– Co by ci się przydało?

– Zimowe palto też mam okropne! Najpierw chodziła w nim ciocia, potem Marysia, a przez trzy lata ja! Strasznie mi zbrzydło! Marysia po maturze dostała futro fokowe. Też bym chciała – wypowiedziałam wreszcie skrywane marzenie.

Podobnie było z chłopcami, którzy w tym czasie również zmieniali swoją garderobę na dorosłą.

Niestety w przedwojennej Polsce była bardzo duża grupa dzieci, których rodziców nie było stać na zakup ubrań. Taka ciężka sytuacja dotyczyła przede wszystkim wsi. Najczęściej proste ubranka szyto z ręcznie tkanych materiałów lnianych. Normą było, że dzieci chodziły boso całe lato. W uboższych gospodarstwach zimą mniejsze dzieci, które nie miały obuwia nie wychodziły w ogóle z chałupy, bywało również tak, że była jedna para butów na wszystkie dzieci. Największy problem był z ciepłymi ubraniami, szczególnie potrzebnymi dzieciom chodzącym do szkoły.

W okresie międzywojennym ubranka dziecięce nie podlegały tak szybkim zmianom jak moda dla dorosłych. Podstawą była ich prostota, podyktowana przede wszystkim tym, że matki najczęściej wykonywały je w domach. Ślepe podążanie za modą w przypadku ubiorów dziecięcych było uznawane za coś niestosownego. Praktyczna pani domu miała zadbać o skromny i niedrogi strój swoich dzieci.

 

Joanna Mruk